Dziewięć

'W NIEZWYKŁYM ŚWIECIE ROBA MARSHALLA' 

Essej Małgorzaty Kulisiewicz na temat filmu „Dziewięć" Roba Marshalla

 

Kino, moja  miłość

Kino, tak jak sen i marzenie, istnieje tylko subiektywnie, ożywa tylko wtedy, gdy aktor tchnie życie w martwe słowa scenariusza, gdy reżyser wyświetla materiał przy montażu, gdy ekran rozświetla się dla widza w sali projekcyjnej. – Kocham te chwile, kiedy świat filmu staje się rzeczywisty – od takiej sekwencji wypowiedzi reżysera Guido Continiego na konferencji prasowej rozpoczyna się film. I w tym stwierdzeniu streszcza się  istota „Nine-dziewięć”, filmu o kinie, o tworzeniu filmu, o rozterkach reżysera, o miłości do sztuki, do zjawiska kina in extenso. I autentyczność tego wyznania i przeżycia musi być silna, gdyż prześwieca przez kilka klisz i konwencji, przez osadzony w tradycji teatralnej i filmowej język tego filmu.

     W epoce postmodernizmu filmowego twórcy przyzwyczaili nas, że budują rzeczywistość utworu na cytatach. Niemniej u Marshalla warstw, odniesień i klisz jest niezwykle dużo. „Dziewięć” jest dziełem które powstało na kanwie broadwayowskiego musicalu, zainspirowanego z kolei filmem „Osiem i pół” Federico Felliniego. Sceniczny pierwowzór „Dziewięć” powstał w oparciu o muzykę i słowa Maury’ego Yestona. Maury został zaproszony do współpracy również przy filmowej wersji i włączył do powstającego dzieła całe fragmenty istniejącej już muzyki. Po dołożeniu nowych piosenek, pisanych specjalnie dla gwiazd i uzupełnieniu choreografii, której autorami są Rob Marshall i John De Luca, powstała całkiem nowa jakość.

      Sceniczna wersja „Dziewięć” odniosła duży sukces, zawojowała Broadway, zdobyła pięć nagród Tony. Film, zanim trafił do Polski, dostał już pięć nominacji do Złotych Globów, jedenaście nominacji do Annual Satellite Awards i dziesięć nominacji do Broadcast Film Critics Association. Jedną z najistotniejszych jego wartości jest zwieńczony sukcesem mariaż między kinem reżyserów, autorskim, artystycznym oraz komercyjnym, producenckim, masowym.

     Rob Marshall, w pełni autor tego filmu, to również wybitny choreograf i reżyser teatralny. Był współreżyserem „Cabaretu”, stworzył choreografię do musicalu „Kiss of the Spider Woman”, wyreżyserował kilkanaście granych na Broadwayu sztuk, min.: Victor/Victoria, Company, The Petrified Prince.  Same już tytuły scenicznych hitów sugerują tu związki z kinem. Przyjaciel i współpracownik Marshalla- John De Luca, realizator wielu przedstawień na Broadwayu, choreograf i współproducent „Dziewięć” również z łatwością posługuje się językiem teatru. To jemu zawdzięczają sukces poprzednie filmy Marshalla: „Chicago” i „Wyznania gejszy”. Był również ich współproducentem, drugim reżyserem i choreografem („Chicago”).

 

 

Guido Contini – mit wiecznego chłopca

Wartością tego filmu jest nowatorskie wykorzystanie języka teatru i musicalu scenicznego, którym tak dobrze posługują się Marshall i De Luca. Podobnie jak w „Chicago”, w „Dziewięć” wykorzystano wiele świateł teatralnych, dzięki użyciu reflektorów scenicznych udało się wyrazić pewną intymność i ciepło wyznania. Umowność i sztuczność jest środkiem wyrazu, pozwala przedstawić nierzeczywisty świat wyobraźni Guido. Scena teatralna jest tu elementem filmowego świata przedstawionego. Ożywia ją doskonale zastosowany ruch kamery Australijczyka Diona Bebe’a. Niezwykle ruchliwa, migotliwa, płynąca w powietrzu kamera, wykorzystanie jazd, wózków i cranów ożywia ten teatralny świat i pozwala uchwycić pełnię tańca. Zmienne punkty widzenia dynamizują obraz i razem z ruchem scenicznym pozwalają uzyskać nową jakość, która naśladuje spojrzenie śniącego i marzącego widza.

    Harley Weinstein i Rob Marshall, producenci filmu, zadbali też, by do sukcesu filmu przyczynili się również scenarzyści i zaangażowali dwie znakomitości: Michaela Tolkiena, nominowanego do Oscara za film „Gracz” i Anthony’ego Minghellę, twórcę „Angielskiego pacjenta” i „Utalentowanego pana Ripleya”. Ich scenariusz był pomyślany już z założenia jako gra z dwoma dziełami: filmowym - Felliniego i teatralnym Maury’ego Yestona.

     Główny bohater „Dziewięć” Guido Contini znakomicie odtwarzany przez Daniela Day-Lewisa ma dużo cech Guido Anselmiego z „Osiem i pół”, alter ego reżysera. Nonszalancja postaci, jak u Mastroianniego, podobne detale: ciemny kapelusz i charakterystyczne okulary, podobny styl aktorstwa, kreującego nadwrażliwego, wypalonego wewnętrznie artystę, kruchego, o dziecięcej wrażliwości. Skopiowane z Felliniego wydają się też być postaci: żony Guida – Luizy (Marion Cotillard), kochanki – Carli (Penelope Cruz), ideału kobiecego – Claudii (Nicole Kidman), Saraghiny (Stacy Fergusson) i małego chłopca – Guida w dzieciństwie. Nawet wybrane aktorki podobne są  do pierwowzorów, z wyjątkiem roli Claudii, ale ją miała pierwotnie odtwarzać Catherine Zeta-Jones. Sceny z udziałem tych postaci, szczególnie te zrealizowane w czarno-białej konwencji, są niezwykle precyzyjnie wystylizowane na kino włoskie lat sześćdziesiątych i na poszczególne sceny z „Osiem i pół”. Scena z Saraghiną i chłopcami na plaży, sekwencja zdjęć próbnych do filmu Guida, rozmowa z dziewczyną-ideałem Claudią w samochodzie, ujęcia gry miłosnej z Carlą w pensjonacie są zainscenizowane tak jak w filmie Felliniego, a jednocześnie nic nie tracą ze swej świeżości, są uniwersalne, ponadczasowe i archetypiczne.

     Wspólny dla „Osiem i pół” i „Dziewięć” jest motyw wyczerpania twórczego głównego bohatera Guido, który „ścigany” przez przedstawicieli ogromnej machiny produkcyjnej, producenta, ekipę filmową i dziennikarzy ucieka do widmowego uzdrowiska. Pojawia się symboliczna postać chłopca, który gra w sekwencjach jego wspomnień, mały Guido – symboliczny puer aeternus. Wielki mechanizm ruszył, zorganizowane są konferencje prasowe, tworzą się liczne i widowiskowe kostiumy, brak jednak elementu głównego, scenariusza, co symbolizuje niemoc twórczą u samego źródła.

 

Siedem muz Marshalla

Guido szuka pomocy u swoich kobiet, wraca wspomnieniami do dzieciństwa. Jego ego szuka ożywczego kontaktu z licznymi symbolicznymi postaciami Animy, kobiecego aspektu psychiki mężczyzny, jego przewodniczki duchowej, będącej jednocześnie upostaciowaniem sił natury. W planie realnym i sferze fantazji odzwierciedla się to przywoływaniem postaci kobiecych.

    Rola matki, znakomicie zagrana przez Sophię Loren, jest znacznie bardziej rozbudowana niż u Felliniego. Aktorka wykonuje znakomitą piosenkę „Guarda la Luna”, patrz na księżyc, korzystaj z twórczych sił nieświadomości. Postać Claudii jest u Marshalla połączeniem roli gwiazdy filmu, czekającej na scenariusz i dziewczyny przy źródle – Claudii. Muza i natchnienie Guida o swojej trudnej przyjaźni z nim i o skomplikowanej miłości śpiewa we wzruszającej piosence „Unusual Way” (niezwykły sposób, wyjątkowa droga). Do grona mentorek Guida dołącza Lilli, projektantka kostiumów filmowych. Znacznie starsza od Guido, jest jego powiernicą i pomaga mu wrócić do realizowania filmów, gdy reżyser na jakiś czas wycofuje się z pracy. Znakomita rola Judi Dech („Zakochany Szekspir) i jej brawurowe wykonanie pełnej radości życia piosenki „Folie Bergeres” daje się zapamiętać na długo i pokazuje nieznane wodewilowe oblicze aktorki.

    Żona Guida – Luiza jest dość wiernie przeniesioną z pierwowzoru postacią towarzyszki życia artysty, która poświęca mu swoją egzystencję. Jak każda z postaci, staje się inspiracją, a jej przeżycia tworzywem sztuki Guida. W tym dawaniu siebie dochodzi do pustki. Grająca tę rolę Marion Cotillard wykonuje przejmującą piosenkę „Take it all”, „weź wszystko jako materiał do filmów, a wtedy nie zostanie już nic”.

     Przez te postaci i przez konwencje kinowe przebija autentyzm i tragizm, którego być może nie dostrzegli niektórzy oszołomieni bogatą formą filmową widzowie, i to jest też jedna z ważnych wartości tego filmu.

    Z filmu Felliniego zaczerpnięty jest pomysł na postać Saraghiny, kobiety z plaży, z dziecięcych wspomnień bohatera, uosobienie pierwotnych sił natury i witalności. Symbolizuje niższą, biologiczną postać Animy, która moźe też być pomocnikiem w przywróceniu witalnych sił psyche. Wyśmienicie zagrana jest przez modną w Stanach i nagradzaną Grammy piosenkarkę Stacy Fergusson, która w bardzo emocjonalny sposób wykonuje najlepszą piosenkę filmu: "Be Italian".

       Styl włoski w pastiszowym wydaniu prezentuje też Kate Hudson, grająca Stephanie, młodą dziennikarkę zajmującą się modą. Ta wielbicielka Guida i fanka jego twórczości, żyjąca charakterystycznym dla lat sześćdziesiątych we Włoszech "la dolce vita", ma ważne miejsce w jego filmowych fantazjach. Pierwszorzędnie wykonuje popową piosenkę Maury' ego Yestona "Cinema Italiano". Do tworzenia jeszcze jednej, włoskiej  kliszy w filmie pomocne było wybranie na miejsce zdjęć filmowych słynnego Cinecitta Studio w Rzymie, a także Piazza del Popolo w Via Veneto  i Colloseum jak w "Słodkim źyciu" Felliniego. Cinecitta w "Dziewięć" wygląda dokładnie jak czterdzieści lat wcześniej. "To studio jest jak żadne inne miejsce na świecie" - twierdzą twórcy filmu. I siódma muza Guida, kolejna gwiazda filmu z obsady, która sama w sobie gwarantowała sukces - kochanka Carla, doskonale zagrana przez Penelope Cruz, która odziedziczyła tę rolę po felliniowskiej Sandrze Milo. Wykonuje piosenkę "Call from the Vatican" i tańczy w sekwencji wyobrażonej sekwencji telefonicznej z wyjątkową maestrią.

 

      Kino niezwykłych kobiet i wśród nich zagubiony Guido, zagrany równie dobrze jak jego pierwowzór, powoduje, że widz zatopiony w sali kinowej w stanie półświadomej projekcji, w kinie jako symbolicznym łonie matki, osiąga stan pierwotnego szczęścia, pomyślnego zakończenia. W amerykańskim kinie oczekujemy na happy end, w "Osiem i pół" następuje on na znacznie głębszym poziomie. Symboliczne odrodzenie psyche bohatera symbolizowane jest przez scenę, gdy na kolistej arenie w rytm cyrkowego marsza, wszyscy bohaterowie podają sobie ręce. U Marshalla natomiast bliżej jesteśmy stereotypu zakończenia jak z kina amerykańskiego. Guido wychodzi z twórczego impasu, znów zasiada na reżyserskim fotelu w towarzystwie chłopca, który grał w sekwencjach jego wspomnień, symbolicznego puer aeternus, uosabiającego niewyczerpane siły rozwoju, wzrostu, siły twórcze. Razem znowu zaczynają realizować film, a na planie filmowym obecne są kobiece postaci, które uczestniczyły w życiu Guido.

      Hasłowe "dziewięć" z tytułu to liczba - symbol duchowego odrodzenia w wielu mitologiach, uchodzi za rytualną, u Homera w orszaku Apollina było dziewięć muz, misteria eleuzyńskie na cześć bogini Demeter trwały dziewięć dni. Jest to liczba związana z doskonałością. I jako symbol dążenia do odnowy, odrodzenia duchowego bohatera może być związana ze znaczeniem tytułu filmu.

      Czy film "Dziewięć" jest sygnałem, że w kinie amerykańskim znów pojawią się filmy autotematyczne, jak "Stardust Memories" Woody'ego Allena czy "Cały ten zgiełk" Boba Fosse'a, czy objawią się znowu, także w młodszym pokoleniu, prawdziwi autorzy kina, tacy jak Francis Ford Coppola czy Martin Scorsese? Być może film "Dziewięć" nie osiągnął wielkości "Osiem i pół", "Wszystko na sprzedaż", czy "Nocy amerykańskiej", ale niewątpliwie jest doskonale zrealizowanym i świetnym widowiskiem, będącym świadectwem i odzwierciedleniem miłości do kina.

 

DZIEWIĘĆ (NINE) - reżyseria: Rob Marshall, scenariusz: Anthony Minghella, Michael Tolkin, zdjecia: Dion Beebe, muzyka: Maury Yeston, produkcja: Harvey Weistein, Rob Marshall, John De Luca, obsada: Daniel Day-Lewis ( Guido Contini), Nicole Kidman (Claudia Jenssen), Judi Dench (Liliane La Fleur), Kate Hudson (Stephanie), Marion Cotillard (Luisa Contini), Sophia Loren (Mamma), Penelope Cruz (Carla), Stacy Fergusson (Saraghina) Premiera polska: 22. 01. 2010 r.

 

Przedruk z  portalu StacjaKultura.pl