O środku jako o miejscu... (J. Grzybowski)

 

O środku jako o miejscu, w którym jest się najbardziej” (FRAGMENTY)

(Autor: Juliusz Grzybowski. Instytut Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego)

Spis treści:

  • O miejscu

  • O środku

  • O losie

  • O podążaniu do celu

  • O byciu kimś w stopniu wyższym

  • O ostrym widzeniu

  • O celu

  • O środku

  • O trudnym wybieraniu

  • O nieświadomości zamierzonej

  • O rzuconym kamieniu

  • O braku środka w niektórych miejscach

  • O tym, że środek jest czymś skrajnym

  • O dowolności

  • O dobrym słyszeniu

  • O sprawiedliwości i o bogach

  • O tym co ograniczone i o tym co nieograniczone

  • O różnicy między świadomością a wolą

  • O poznawaniu i miłowaniu tego co poznane

  • O tym czy nadmiar może być czymś dobrym

  • O tym czy jest możliwy nadmiar w miłowaniu

  • O wyrzeczeniu

  • O obowiązku

  • O pięknej śmierci jako czymś najbardziej własnym

  • O największej z cnót czyli o byciu filozofem

  • Bibliografia 


 

O MIEJSCU

Miejsce można rozumieć na wiele sposobów, z jednej strony mówimy, że znaleźliśmy się w jakimś miejscu i że jakieś miejsce opuszczamy, tak jak kiedy wchodzimy do lasu i wychodzimy z niego. Różnie przy tym to wchodzenie może wyglądać, bo zdarza się czasami, że w odwiedzanym miejscu czujemy się nie-swojo, a zdarza się, że czujemy się w nim, jakby było znanym nam jakoś miejscem, nieraz tak bardzo znanym, że można by przypuszczać, iż jest to nasze miejsce i my do niego należymy. Nie zawsze jesteśmy przygotowani na przyjęcie tak przyjazne, dlatego taka bliskość często jest czymś zaskakującym. Przy czym zdaje się, że zaskakującym jest tym bardziej, (choć to inne może zaskoczenie) jeżeli jednak jakiegoś przyjęcia się spodziewaliśmy i mieliśmy do tego spodziewania się podstawy, bo wszak spodziewanie się pozbawione podstaw nie spodziewa się gdyż spodziewanie jest jakimś oczekiwaniem a nie można oczekiwać na to czego się jakoś nie zna, bo można się minąć nie zauważywszy. To co ukazuje się w spodziewaniu nigdy nie będzie w pełni tym czego się w nim spodziewamy, bo nie ma mowy aby to na co czekamy przyszło zanim przyjdzie, przy czym jest już w spodziewaniu się pewna zażyłość, wszak największą radość sprawia nam gdy przybędzie ktoś na kogo długo czekaliśmy. Oczekiwanie nie musi być ujawnione.

W ten sam sposób rozumieć można miejsce w czasie, tzn. na przykład pewnym miejscem jest młodzieńczość i starość, przy czym nie sposób pomyśleć tutaj, że ktoś mógłby być starcem, nie będąc wcześniej młodzieńcem, choć nie każdy wszak młodzieniec musi stać się kiedyś starcem, wszak młodzieńcem, jak się zdaje, można pozostać przez całe życie. Z drugiej strony miejsce rozumiemy jako miejsce nasze, tzn. miejsce, w którym winno się być, aby być człowiekiem dzielnym, czyli zdaje się najbardziej być sobą. W takim sensie też mówi się np. o słowach, że są nie na miejscu, tzn. , że mówią nie to co mówić powinny, że są wypowiedziane nie w porę. Słowa, jak się zdaje przynależne są miejscom i każde z nich brzmi właściwie tylko w tym miejscu, do którego przynależy. Jak mawiał Pittakos, a co odnosi się również do słów: „Umiej zawsze rozpoznać moment właściwy (καιρον γνωθι). W tym znaczeniu mówimy też, że ktoś nie jest na swoim miejscu, gdy na przykład powinien być żołnierzem a jest śpiewakiem, lub gdy ktoś kto będąc żołnierzem nie potrafi się jak żołnierz zachowywać, przy czym nie mamy wtedy na myśli, że nie umie władać mieczem.

O ŚRODKU

O środku (το μεσον) mówimy, że jest z jednej strony tym co wyznacza początek, a z drugiej strony tym, co wyznacza koniec. Dlatego też o wszystkim, co poza środkiem mówimy ze względu na niego. Ze środka wszystko najwyraźniej widać i przez to właśnie ci, którzy patrzą skądinąd, muszą nadmiernie wytężać oczy, a i tak często się mylą, a przez to nie potrafią też znaleźć środka.

Środek jest miejscem narodzin, a także miejscem gdzie mówią bogowie, wszak pępkiem nazywany jest kamień delficki, a pępek (ομφαλος) jest na środku.

O LOSIE

Nieszczęśliwy (ατυχης) to ten, który jest poza swoim losem, to Achilles, który nie przypływa pod Troję i Hektor, który chroni się przed Achillesem w zamku.

O PODĄŻANIU DO CELU

Skoro mówimy o kimś, że wszystko co czyni, czyni w jakimś celu, to zdaje się, że on sam w tym celu jest. Mówimy o nim wtedy nie tylko to, że ten cel leży gdzieś przed nim i on do niego zmierza, ale mówimy też, że jest przez ten cel ogarnięty, tzn., że cel ten jest miejscem, w którym on jest. Zdaje się, że celem tym najczęściej jest to co ludziom wydaje się pięknym. Różnie się jednak ludziom wydaje. Cel musi być czymś trwałym, bo jeżeli cel będzie zmienny, to i ci co do niego podążają staną się zmienni, wszak ciągle będą musieli zmieniać drogę, jak ci co jadąc z Aten do Sparty nagle dowiadują się że mają jednak jechać do Teb, a gdy już są niemal w Tebach, dowiadują się, że chodziło o Kretę, cel określa to co ku niemu zmierza, tak też cel nieokreślony niejako określa taką rzecz jako nieokreśloną. Zdaje się, że są poważne różnice pomiędzy celami, wszak zdaje się, że niektóre wybiera się jako coś różnego od samego ku nim zmierzania a „gdziekolwiek celem jest coś odrębnego od działania, wszędzie tam wytwory posiadają z natury swej większą wartość aniżeli odnośne czynności.” Trzeba jednak zastanowić się, kiedy to cel jest czymś innym niż działanie, bo wydaje się, że w niektórych sytuacjach ci, którzy obierają jakiś cel, większą wartość upatrują w samej drodze dochodzenia do celu, a nie w celu samym. Są np. tacy rozpustnicy, których bardziej cieszy zdobywanie kobiet niż same kobiety, ale wszak jasne jest, że ani ich prawdziwie nie cieszy zdobywanie, ani same kobiety, skoro są rozpustnikami. Prawdziwie cieszyć się obecnością kobiet jak i również nieobecnością potrafi wszak tylko człowiek dzielny. Są jednak przypadki bardziej zastanawiające, mianowicie ci, którzy zajmują się tworzeniem, często mówią, że celem ich nie jest wytworzenie czegoś, a samo tworzenie i mówią, że szczęście daje im nie to, że napisali tragedię, lecz, że szczęśliwi są kiedy piszą, co więcej, twierdzą czasami, że napisanie czegoś czy w ogóle dokończenie szczęście im zabiera. Zdaje się jednak, że cel rozumieć można na wiele sposobów, celem wszak są i cele jednostkowe i coś co sprawia, że cele jednostkowe jakie obieramy są obierane tak a nie inaczej, bo nie można by pomyśleć, że obieramy cele przez przypadek i doświadczenie wskazuje nam, że każdy obiera cele wedle jakiejś zasady. I ta zasada zdaje się, że jest celem nadrzędnym, który to staje u podstaw każdego z celów a zmylić może to, że jest on niewidoczny, a tylko przeczuwany. Cel taki musi stać przed wszystkimi innymi. Celem tym wydaje się być szczęście, gdyż „szczęścia [...] nikt ani nie pragnie dla wspomnianych rzeczy ani w ogóle dla niczego innego poza nim”, a bezwzględnie ostateczne jest to, do czego się dąży „zawsze dla niego samego, a nigdy dla czegoś innego”. Jest ono jednak celem innego niejako typu, gdyż tak jak ktoś chce coś zjeść, bo jest głodny i celem jego jest posiłek, to po posiłku już przestaje być w tym celu, tzn. celem jest zaistnienie czegoś, a co do szczęścia to nikt, czy może niewielu tylko nierozumiejących zupełnie słowa szczęście, nie pragnie być szczęśliwym przez chwilę, ale jasne jest, że pragnie się być przez całe życie szczęśliwym. 

O BYCIU KIMŚ W STOPNIU WYŻSZYM

Jest oczywiste, że bardziej jest cytrzystą ten, który gra pięknie i tragikiem ten, który pisze piękne tragedie i filozofem ten, który bardziej miłuje mądrość. Każdy to przyzna, gdy przed nim postawić dobrego cytrzystę i takiego, który gra podle i zapytać, który z nich jest prawdziwie cytrzystą. Każdy wskaże na tego, który gra pięknie, przy czym może dodać, że ten drugi też jest cytrzystą, tyle, że gorszym, jeśli jednak ten drugi będzie grał strasznie podle, to gdybyśmy nawet chcieli owego sędziego przekonać, że ten drugi jest również cytrzystą i tak by nie dał wiary. „Jak bowiem u fletnisty, rzeźbiarza i u każdego artysty oraz w ogóle u każdego, kto ma jakąś funkcję i jakąś właściwą sobie czynność, wartość jego i „dobroć” tkwi w spełnianiu owej funkcji, tak też zdaje się być i u człowieka, jeśli istnieje jakaś swoista jego funkcja.” Czym jest tedy ta swoista funkcja? „Co się tyczy życia, to wspólne ono jest [...] człowiekowi nawet z roślinami”. „Następnym rodzajem życia byłoby jakieś życie polegające na odbieraniu wrażeń zmysłowych, ale i ono wspólne jest [...] człowiekowi z koniem, wołem i wszelka w ogóle istotą żyjącą. Pozostaje tedy życie polegające na działaniu pierwiastka rozumnego. Owóż jedna część tego rozumnego pierwiastka ulega rozumowi, druga zaś sama posiada rozum i myśli. Ponieważ tedy i o tym życiu mówi się w dwojakim znaczeniu, to należy mieć na myśli życie, którego istotą jest wykonywanie czynności rozumowych”. Jeżeli dodać do tego to, że ktoś spełniając jakąś funkcję staje się dopiero tym kimś gdy tę funkcję spełnia, jak mówił Herodot o tym, że wieszczka (προμαντις) staje się (γενηται) wieszczką gdy daje przepowiednię (χρηδτηρον), to wychodzi na to, że jeśli ktoś nie spełnia funkcji, która jest swoistą ludzką funkcją to nie jest człowiekiem, czy nie staje się człowiekiem; a staje się kiedy ją spełnia, „otóż jeśli swoistą funkcją człowieka jest działanie duszy zgodne z rozumem lub nie bez rozumu i jeśli swoista funkcja człowieka i człowieka etycznie wysoko stojącego jest identyczna co do swego rodzaju, tak jak funkcja cytrzysty i cytrzysty wybitnego i tak w ogóle we wszystkich przypadkach, ponieważ do funkcji w ogóle przyłącza się tylko ów wyższy stopień spowodowany dzielnością (αρετη) przy czym ów wyższy stopień nie jest rzecz jasna naddatkiem, czymś co bez przeszkód może być usunięte, a czymś co stanowi o tym, czym, bądź kim się jest. A skoro „ludzką [...]dzielnością nazywamy dzielność nie ciała lecz duszy; a także i szczęście uważaliśmy za działanie duszy” to, jak się zdaje, funkcja ludzka domaga się dla siebie szczęścia sama jednocześnie będąc szczęściem, czy jego podstawą.
O OSTRYM WIDZENIU

Środek to miejsce, w którym rzecz ukazuje się taką jaką jest naprawdę. Człowiek przeto etycznie dzielny, skoro on właśnie znajduje się w środku, jest człowiekiem który wie co jakim jest, człowiekiem którego spojrzenie jest ostre. Mówiąc ostry nie mamy rzecz jasna na myśli rozcinania tego co z natury całe, ale właśnie odcinania tego co z natury powinno być gdzie indziej. Ostrość jego jest najdelikatniejszą dla tego co prawdziwe. Ostro widzieć to dostrzegać to co dobre i piękne tam gdzie ono istotnie jest, a zatem umożliwić tym samym jakoś miłowanie, skoro miłujemy to co dobre i piękne. Miłując swoje czyny miłuje człowiek taki siebie, albowiem on jest ich sprawcą, a przyczyna tego co piękne nie może być innego rodzaju.
O CELU

Mówiliśmy, że szczęście jest celem dzielności, można by się jednak zastanowić w jakim znaczeniu mówimy tu o tym, że jest celem. Czy jest celem tak jak jest nim tarcza dla łucznika? Zdaje się, że niektórzy chyba w ten sposób je pojmują, skoro mówi się o pogoni za szczęściem tak jakby było ono jakąś dzika zwierzyną a o człowieku szczęśliwym mówi się, że albo trafił w szczęście albo szczęście samo na niego trafiło (ευτυχης). Zdaje się jednak, że inaczej jakoś jest szczęście celem. Wydaje się, że „to [...] co jest nagrodą (αθλον) i celem (τελος) dzielności, zdaje się (φαινεται) być czymś najlepszym i boskim i błogosławieństwem.” Wszak człowiek dzielny dokonując pięknych czynów nie myśli o tym, że będzie szczęśliwy, jeśli ich dokona a raczej o tym, że są one piękne i to piękno, którego może dokonać bardziej pcha go w tym kierunku. Wszak jak się zdaje dokonałby ich nawet wtedy, gdyby nie miały mu przynieść szczęścia, a zdaje się, że są nawet takie czyny, które będąc pięknymi szczęście jakoś burzą. Wydaje się, że samo słowo cel może być rozumiane w różny sposób, bo raz mówimy o nim, że jest na końcu, a raz, że jest na początku. Wszak osiągnąć cel to tyle co doprowadzić coś do końca. Mówimy wtedy, że cel się wypełnił. A wydaje się, że coś ukończyć to sprawić by to coś zaistniało w pełni jako to właśnie a nic innego, tak też zdaje się myślimy mówiąc o rzeźbiarzach, wszak oni dopiero wtedy uważają rzeźbę za skończoną kiedy osiągnie ona swój cel, czyli piękno, bo rzeźba skończona jest piękniejsza od niedokończonej, przy czym piękno odczuwane w samym akcie tworzenia jest poczuciem, ze się jest na właściwej drodze. Dlatego cel zdaje się być czymś co na początku, wszak jeśli mówimy o drodze, to ma ona swój początek i poczucie celu zaczyna się wraz z jej początkiem. Celem nazywamy też coś co sprawia, że coś innego się urzeczywistnia, tzn. z jednej strony urzeczywistnia się sam cel, a z drugiej to co do niego zmierza. Zdaje się, że im mniejsza różnica między celem a tym kimś kto do niego zmierza tym doskonalszy cel, przy czym cel wraz z doskonaleniem przesuwa się coraz bardziej ku początkowi, tak długo, aż początek i koniec niejako się wyrównają. U człowieka, który dzielny nie jest, ale w jakiś sposób do dzielności zmierza, np. u młodzieńca, cel jest bardziej czymś na końcu, u człowieka dzielnego jest w takim stopniu na początku, że niejako sam siebie porusza, przypomnieć jednak trzeba, że cel taki nie jest czymś od człowieka różnym, a nawet w pewnym sensie jest właśnie człowiekiem. U nikczemnika na dobrą sprawę nie ma w ogóle celu, a tylko rzeczy, które on mylnie niejako rozpoznaje jako cele, mylnie, gdyż nie wszystkie rzeczy mogą być celami. Wydaje się jednak, że cel napotyka czasem na przeszkody nie do przezwyciężenia wszak dokonywanie czynów dzielnych zależy w jakiś sposób od tego co nas spotyka. Np. nie mamy czasem środków ku temu aby coś wykonać, co byłoby piękne, pomimo tego, ze widzimy niejako w którym miejscu taki czyn można by wypełnić.

Można powiedzieć, że ruch jaki wykonuje dusza człowieka dzielnego jest ruchem po kole, lub ruchem do takiego zbliżonym, ruch natomiast duszy nikczemnika jest ruchem odkądś-dokądś przy czym to dokądś, a tym samym i odkądś jest za każdym razem inne, bo nie idzie nikczemnik za tym, co jest takie samo w sobie, a tylko za tym, co mu się takim wydaje, a że wydaje mu się źle, przeto goni za czymś innym niż mniema.
O ŚRODKU

To, co najważniejsze zwykło zmierzać do środka, wszak ludzie to co dla nich najważniejsze stawiają zwykle w środku. I tak na środku miasta znajduje się bądź rynek, bądź świątynia poświęcona bogom. Poza tym miasta zazwyczaj rozwijają się od środka i to co na środku miasta jest najstarsze, a to co najstarsze jest najczcigodniejsze. Na środek wojsk wychodzą ci, którzy mają ze sobą walczyć. Jak mówił Homer o Aleksandrze i Menelaosie:

„Na środek Trojan i Achajów wyszli razem”

Bo na środku dzieje się to co najbardziej ważne.
O TRUDNYM WYBIERANIU

Czasami wydaje się, iż trzeba postąpić źle, aby osiągnąć w ten sposób jakieś większe dobro. „Za tego rodzaju czyny otrzymują ludzie niekiedy nawet pochwały, kiedy dla osiągnięcia rzeczy wielkich i pięknych narażają się na jakąś hańbę czy ból." „Np. jeśliby tyran jakiś kazał popełnić czyn haniebny człowiekowi, którego rodziców i dzieci ma w swojej mocy” to zdaje się, że czymś pięknym będzie popełnić taki czyn jeśliby on miał uratować im życie. Trudno jest rzec jakie czyny należy uznać za ważniejsze, a które za mniej ważne, bo jasne, że jeżeli ktoś np. wedrze się do mieszkania sąsiada i skradnie stamtąd np. jakieś lekarstwo, które może uratować życie jego ojcu, wtedy nikt nie będzie go ganił, jeżeli natomiast przy okazji zabije sąsiada, albo zrobi mu jakąś krzywdę, tzn. np. zrani, to sprawa będzie trudniejsza. Tak też wydaje się, że można czasem okłamać, gdy wydaje się, że może to uratować komuś życie, a niektóre kłamstwa zdają się być jak najbardziej godne pochwały, wszak nikt nie pochwaliłby Dolona za jego prawdomówność. Albo gdy np. ktoś, od kogo zależą losy ojczyzny, jakiś wódz, czy król aby ocalić swe dzieci, musi zdradzić, wtedy trudno mu wybrać i inaczej patrzymy na tych, którzy zdradzili przez coś takiego, niż na tych, którzy zdradzili zupełnie bez takiej przyczyny. Chwalimy jednak tych co poświecili swe dzieci za to, aby uratować ojczyznę i tym bardziej, im bardziej byli szlachetni i im bliższe były im dzieci. Bo wydaje się, że dzieci są czasem dla rodziców kimś bliższym niż przyjaciele, a wydaje się, że jest tak gdy dziecko jest jedyne i dobre. Jak mówi poeta:

„Szczęście dla Ojca biednego

Mieć syna tak cnotliwego.

Który gdy starość przybędzie,

Wsparciem i pociechą będzie.

Ah! To samo śmierć osładza,

Gdy się kto w dzieciach odradza:

Gdy w nich istność swą zostawia,

O! Ta myśl rozkosz mi sprawia.”

Dlatego takiemu człowiekowi najtrudniej je stracić i dlatego najbardziej takiego należy chwalić, bo w imię piękna pozbawił się największych dóbr, bo wydaje się, że rodzice często woleliby sami zginąć niż dać zginąć swoim dzieciom. Człowiekowi złemu natomiast wybierać jest zawsze łatwo, bo nic nie ma dla niego dużej wartości i na ogół wybiera zachowanie własnego życia bez względu na to czym je okupuje. Dla człowieka szlachetnego każdy czyn zły, nawet najmniejszy, jest zawsze bolesny i nie jest dla niego ważne, że musiało się go niejako popełnić, ponieważ „czynów takich dokonywa się zgodnie ze swą wolą; przyczyna bowiem ruchu tych części ciała, które służą jako narzędzia takich czynów, tkwi w samym działającym. Jeśli zaś przyczyna jakichś czynów tkwi w działającym, to od niego zależy, czy ich dokona, czy też nie.” I choć człowiek szlachetny wie, że nie popełniłby takich czynów samych w sobie, to wie jednak, że jakoś je popełnił, a kiedy w ten sposób zmuszono go do tego aby pozbawił się tego co mu najbliższe, pozbawia się takiego człowieka szczęścia, gdyż nie będzie szczęśliwym człowiek, którego dzieci zginęły, bądź przyjaciele, bądź rodzice, a tym bardziej gdy on w jakiś sposób się do tego przyczynił, skoro w jego mocy leżało zachowanie ich. I może najbardziej właśnie należy chwalić takiego człowieka, który w imię tego co piękne traci swoją szczęśliwość, bo taki człowiek choć „nie może [...] nigdy stać się nieszczęśliwym”19 to jednak „i najwyższej szczęśliwości nie zazna” kiedy spotkają go takie rzeczy, „po ich doznaniu zaś nierychło może wrócić do owego stanu, lecz jeśli w ogóle, to po upływie jakiegoś bardzo długiego czasu, w którym dane mu będzie przeżyć rzeczy doniosłe i piękne.”21 Trudne to będzie jednak, jeśli w ogóle możliwe dla takiego człowieka, wszak często nie starcza mu życia, a człowiek, który jest już w pewnym wieku, np. gdy jest starcem, wie, że nie zdoła dokonać tylu pięknych czynów, żeby zapomnieć i umrze pozbawiony szczęścia, ale pomimo to jednak postępuje tak, albowiem tak właśnie jest pięknie. Takiego wyboru dokonać jest najtrudniej, a najbardziej chwalimy to, co jest najtrudniejsze, bo „tego [...] co trudniejsze, dotyczy zawsze i sztuka, i dzielność, bo nawet to co dobre, większą ma wartość w odniesieniu do tego, co trudniejsze.” A wydaje się, że największych trudów doznaje człowiek dzielny, ale i on jest najbardziej do tego przyzwyczajony, przy czym przyzwyczajony to nie znaczy taki, który nie czuje trudów, ale taki, którego siły są największe. Bo tak samo trudnym jest zachować się mężnie człowiekowi mężnemu jak tchórzliwemu, ten drugi jednak nawet gdyby chciał, nie ma w sobie dość siły albowiem nie przyzwyczajony jest do takiego czynienia „Przywykłszy do pogardy dla niebezpieczeństwa i do narażania się na nie, stajemy się mężni, a skoro się już nimi staliśmy, najłatwiej nam narażać się na owo niebezpieczeństwo” Jak mówi Homer o Hektorze:

„Zawsze twoje serce jak topór obosieczny jest nieugięte

Który idzie przez drzewo pod męża ciosem, który biegłością swą

Belkę okrętową wyciosuje, wzmacnia zaś to siłę męża

Tak w twojej piersi nieustraszony duch jest.”

„Błądzić można w sposób rozmaity [...] właściwie natomiast postępować można tylko w jeden sposób; dlatego pierwsze jest łatwe, drugie zaś trudne; łatwo jest chybić celu, trudno zaś w cel ugodzić.” I tak, choć dobry łucznik łatwiej utrafi w środek niż zły, to jednak samo w sobie trafienie posiada tę samą trudność i tak samo dokonywanie mężnych czynów i w ogóle dzielnych. Człowiek dzielny może i potrafi tedy trafić, nikczemnik może natomiast nawet łuku nie napiąć. I zupełnie pozbawione są sensu argumenty tych, którzy w imię jakiejś swawoli uważają, że przez to, że wszystko im wolno są bardziej wolni i wszystko mogą, bo ani nie są wolni ani nie mogą, bo to tak jakby łucznik przechwalał się tym, że może wszędzie strzelić strzałą, tylko że nie tam gdzie będzie celował. „Dlatego to jest rzeczą trudną osiągnąć wysoki poziom etyczny; trudno bowiem we wszystkim utrafić w środek, tak jak znaleźć środek koła jest rzeczą, którą nie każdy potrafi, lecz tylko ktoś, kto się na tym rozumie” i dlatego „za bardziej przeciwne środkowi uważamy to, co łatwiej może w nas wybujać.” 

O NIEŚWIADOMOŚCI ZAMIERZONEJ

Wydaje się, że ci co nie wiedzą co robią, tzn. ludzie nieświadomi, mogą być tacy na różny sposób, bo nieświadomy to ten, który nie wie w jakich okolicznościach coś robi. „Nikt nie może być w nieświadomości co do działającego podmiotu; jakby bowiem mógł nim być w odniesieniu do siebie samego? Można natomiast nie zdawać sobie sprawy z tego co się czyni – tak np. kiedy ludzie mówią, że im się coś wymknęło lub, ze nie wiedzieli, iż o czymś mówić nie wolno [...] lub kiedy ktoś, chcąc [tylko] pokazać katapultę wypuścił pocisk.” Taki człowiek „dokonał czynu mimo woli, a zwłaszcza jeżeli nieświadom był tego, co najważniejsze; najważniejsze zaś są jednostkowe okoliczności i jego cel. Jeśli więc czyn dokonany w takiej niewiedzy ma się nazywać niezależnym od woli, to trzeba by jeszcze wywoływał żal i skruchę.” Bo jeśli np. ktoś rzuci kamieniem, a akurat pojawi się jakiś człowiek, który niejako sam pod kamień wejdzie, a ten kto kamień rzucił będzie zadowolony, to nie jest to czyn dokonany wbrew woli i należy myśleć, iż człowiek taki chętnie by rzucił kamieniem w tego, w którego teraz trafił przypadkiem. Bo wszak takie okoliczności są nieraz wspaniałą przykrywka dla nikczemnika, np. gdy rozpustnik mówi mężowi, że nie wiedział, że ta kobieta jest jego żoną, albo w ogóle czyjąkolwiek i zdaje się w ten sposób siebie usprawiedliwiać nieraz przed samym sobą, wszak monologi nikczemników przybierają nieraz tak nierozumne formy, a okoliczności potrafią obarczyć o takie rzeczy, że aż dziw, że sami w to wierzą.

Podobna sytuacja jest z tymi, co piją ponad miarę, bo oni zdają się być bardziej podatni na to by być nieświadomymi; wszak ludzie, którzy za wiele wypili, zdarza się, że nie wiedzą, gdzie się znajdują, jakżeby wtedy mogli zachować się stosownie. Natura ludzka jednak jest taka, ze człowiek pijany, kiedy wypije za dużo sam szybko zasypia, a to dlatego, żeby nic złego czy niemądrego nie wyrządził. Zdarzają się jednak tacy, którzy idąc wbrew tej naturalnej skłonności właśnie wtedy chcą działać, często są to ci, którzy są nieśmiali na co dzień i nikt ich nie zauważa, ale w myślach swych chcieli by być przez wszystkich zauważani, wtedy to wyczyniają często różne haniebne rzeczy i rano się wstydzą. Zdarzają się też tacy, którzy się nie wstydzą i uważają, ze gdy są pijani to wszystko im wolno, tak jakby zyskiwali jakieś nowe prawa będąc pijanymi i gdy wytrzeźwieją są jeszcze zadowoleni z tego, że tak świetnie się bawili. Dlatego słusznie mówił Pittakos, że „człowiekowi, który po pijanemu dopuścił się przestępstwa, należy wymierzyć podwójną karę” ponieważ niejako sam jest taki człowiek winny swej nieświadomości i powinien wiedzieć, jak się wtedy zachowuje, bo łatwo jest ukrywać swoją nikczemność za swoim pijaństwem, ale jest z tym tak, jakby ktoś mówił, że w ogóle jest szlachetny, lecz gdy się upije to przestaje nim być. Człowiek szlachetny pozostaje wszak szlachetnym, nawet będąc pijanym, ale wszak nie z każdym każdą ilość wypije i raczej woli pić z najbliższymi, nikczemnik natomiast pije z każdym i każdą ilość, byle tylko więcej. A, że napić się z przyjacielem jest rzeczą piękną, wszak wino zdaje się jakoś wzmagać przyjaźń i ją odkrywać, tak napić się z kimś zupełnie obcym jest czymś raczej niemiłym, wszak wtedy przypominają się różne ważne rzeczy, które domagają się tego by być opowiedziane, a wszak tylko przyjaciel jest kimś takim, kto potrafi je zrozumieć.
O RZUCONYM KAMIENIU

Ludzie źli myślą często, że w ich mocy jest, kiedy tylko zechcą zmienić się. Uważają, że kiedy tylko zechcą to zaczną dokonywać czynów szlachetnych i pięknych, ale, że teraz im się nie chce, więc takich nie dokonują. Z dzielnością etyczną nie jest jednak tak, że można ją nagle uzyskać, bądź utracić, wszak wydaje się, że w zwyczaju natury jest iść powoli i nie śpieszyć się. Nagłe skoki są raczej rzadkie i nie wynikają chyba z samej natury, a z wypadków, które naturze się sprzeciwiają. I tak oko może stracić szybko swą dzielność na skutek choroby, albo ją odzyskać na skutek jakiegoś lekarstwa, wydaje się jednak, że są to sytuacje bardzo rzadkie i pozbawić można czegoś dzielności zazwyczaj tylko przez zniszczenie tego czegoś, bo wszak dzielność nie jest czymś innym od rzeczy, a zdaje się, że mówiąc o kimś, czy o czymś, że jest dzielne, to owo jest dzielne znaczy tyle co jest, ale to jest zdaje się w jakiś sposób najlepsze. Dzielność tedy zdaje się należeć do istnienia a nie do istoty i choć wszak u człowieka żywego trudno wprowadzać taki podział i jest on czymś nietrafnym, to jednak, zdaje się, że umarli nie mogą być dzielni właśnie dlatego, że w pewnym sensie brakuje im istnienia.

Im dzielność dotyczy rzeczy większych i ważniejszych tym trudniej i tym wolniej podlega zmianom. I tak dobry cytrzysta nie stanie się nagle podłym cytrzystą, ani dobry rzeźbiarz nie zacznie nagle rzeźbić źle. I tak też zły cytrzysta nie zacznie nagle grać dobrze, choć czasem używamy takiego zwrotu chcąc powiedzieć, że zły cytrzysta nagle zaczął grać lepiej, bo np. zaczął ćwiczyć sumienniej. A, że lepiej znaczy coś innego niż dobrze, i choć mówi się, że stoi wyżej od dobrze, to czasem jednak może lepiej stać niżej od dobrze, to jednak nie należy to do naszych rozważań. Wydaje się, że tu trafiamy już na pewną istotną sprawę, bo taki cytrzysta, który podle grając osiągnął już przy tym pewien wiek, może ciężko ćwicząc nabrać odpowiedniej techniki i np. mniej się mylić i też człowiek, który nigdy nie trzymał miecza w ręku może nauczyć się nim władać, ale wcale nie znaczy to, że ten pierwszy będzie grał pięknie, ani że ten drugi będzie mężnym, bo można przecież świetnie władać mieczem, być wręcz mistrzem sztuki wojennej, ale być przy tym tchórzem. Dlatego w niczyjej mocy nie jest zmienić się nagle w kogoś innego dlatego choćby, że nikczemnik nie wie w co miałby się zmienić, bo nie umie znaleźć środka, a tylko mu tak się wydaje. A gdy mówimy o kimś, bądź o czymś, że jest dzielne to mówimy, że jest w pełni tym czym być powinno, bo oko, które widzi wyraźnie daleko bardziej jest okiem niż to, które nie widzi, bądź widzi słabo. Tak też mówimy, że gdy coś jest dobre to mówimy, że coś bardziej jest, bądź najbardziej a gdy mówimy, że coś jest złe to, że nie ma tego czegoś; świadczy o tym choćby pamięć, gdyż pamiętamy dobrych cytrzystów i ich granie, a tych złych tylko o tyle, że zepsuli nam nastrój, a nie to jak grali. Aczkolwiek z drugiej strony jest tak, że i brak w oczach człowieka dzielnego staje się bardziej widoczny, bo im dzielniejszy człowiek tym wyraźniej widzi co dobre, a co złe i dlatego sędziami powinni być ludzie dzielni, bo muszą oni mieć wzrok możliwie najbardziej wyostrzony, a „dzielność – podobnie jak i natura – subtelniej i trafniej postępuje aniżeli wszelka sztuka.” Dlatego nie jest w niczyjej mocy stać się nagle kimś innym, ani zresztą nagle, ani szybko, bo to co doskonalsze wymaga też więcej trudu i mniej chętnie zmienia miejsce i w ogóle rusza się, wszak każdy ruch w jakimś stopniu wydaje się zmianą miejsca. To co lepsze jest bardziej powolne. I jest tak „podobnie jak ktoś, kto rzucił kamieniem, nie może go już wycofać, chociaż leżało w jego mocy rzucić kamieniem [lub nie]” i „tak też człowiek niesprawiedliwy i rozwiązły, jeden i drugi, mógł pierwotnie nie stać się takim człowiekiem i dlatego każdy z nich jest tym, czym jest, dobrowolnie, zgodnie ze swą wolą; kiedy jednak stali się już tacy, nie mogą nimi nie być.” Bo zdaje się, że nie dojrzą oni już tego, co dobre, a jeśli dojrzą to nie rozpoznają go jako takiego właśnie, co chyba jest równoznaczne, wszak mówimy, ze dojrzał ten, kto wie co dojrzał, bo ten który dojrzał wołu, a twierdzi, że jest to kuropatwa, zdaje się nie dojrzał istotnie wołu, ani też rzecz jasna kuropatwy. Ale jednak „każdy jest poniekąd sprawcą swojego charakteru (εξις), to jest on też poniekąd sprawcą tego, czym mu się co wydaje.”
O BRAKU ŚRODKA W NIEKTÓRYCH MIEJSCACH

Wydaje się, że nie wszędzie da się zachować tak, jak należy i nie w każdej czynności znajdzie się umiar, bo niektóre czynności zdają się z natury swej złe i nie można w nich odnaleźć takiego miejsca, które należałoby pochwalić „z samych bowiem już nazw niektórych z nich wynika, że są czymś niegodziwym, tak np. radość z powodu niepowodzenia drugich, kradzież i morderstwo; wszystkie te i tym podobne namiętności i sposoby postępowania są przedmiotami nagany, ponieważ one same są niegodziwe, nie zaś ich nadmiar lub niedostatek. Nie można tedy w ich obrębie nigdy postępować właściwie lecz musi się zawsze błądzić.” Dlatego nie można mówić wobec tych rzeczy ani o właściwej chwili, ani w ogóle o niczym dobrym, bo zawsze jest to w niewłaściwej chwili i w ogóle zawsze jest czymś złym. I nie można tutaj postępować lepiej bądź gorzej, bo nie można powiedzieć, że można by kogoś lepiej, bądź gorzej zamordować, bo lepiej to bliżej środka, a nie ma środka odnośnie takich czynności. Tak samo też nie można znaleźć środka w nadmiarze, ani w niedostatku, bo z definicji nadmiar i niedostatek są czymś poza obrębem środka, z tym, ze zarówno nadmiar jak i niedostatek mogą zbliżać się do środka. Zresztą „niełatwo rozstrzygnąć, w jaki sposób, na kogo, z jakiego powodu i jak długo należy [np.] się gniewać; i my sami bowiem chwalimy już to tych, którzy grzeszą pod tym względem niedostatkiem i uważamy ich za łagodnych, już to tych, którzy gwałtownie się unoszą, i nazywamy ten sposób postępowania prawdziwie męskim.” Nie chwalimy za to nigdy tych co rabują, ani tych co mordują dlatego, że nie ma w tym co oni robią środka i być nie może, a skoro czegoś nie ma to nie można być bliżej bądź dalej tego czegoś. 

O TYM, ŻE ŚRODEK JEST CZYMŚ SKRAJNYM

O dzielności etycznej i o środku można mówić na dwa sposoby: „ze względu na substancję i na definicję określającą jej istotę jest dzielność etyczna czymś w pośrodku leżącym” jako, że może być więcej i mniej, tak jak można więcej i mniej się gniewać, „jeśli jednak chodzi o to, co jest najlepsze i co dobre, jest ona czymś skrajnym” ponieważ jest czymś najlepszym i nie może być czegoś od niej większego, dlatego każde wykroczenie ze środka będzie czymś gorszym, tak jak zbroja jest czymś dobrym, jeśli ma odpowiedni ciężar i pasuje, czyli nie jest ani za duża ani za mała, jeżeli jest za mała, to nie chroni należycie ciała, jeżeli natomiast za duża to może chroni, ale człowiek taki nie ma siły aby w należyty sposób się poruszać. Niedostatek i nadmiar są przeto błędami, a jako takie „bądź nie dochodzą do tego, co jest właściwe w doznawaniu namiętności i w postępowaniu, bądź poza tę granice wykraczają, gdy natomiast dzielność etyczna znajduje i obiera właściwy środek.” Nie można być bardziej dzielnym człowiekiem niż dzielny jest człowiek szlachetny nie dlatego, że byłoby to nadmiarem, ale dlatego, że nie ma tu bardziej. Nadmiar występuje nie odnośnie dzielności, ale odnośnie namiętności, której dzielność dotyczy. Nadmiar jest czymś co sprzeciwia się i namiętności, próbując ją niejako nadwerężyć i naturze rzeczy, której namiętność dotyczy, bo trafić w środek, to trafić w to co jest. „Jest tedy dzielność etyczna pewnego rodzaju umiarem, skoro zmierza do środka jako do swojego celu.” Dzielność etyczna „zmierza zarówno w doznawaniu namiętności jak i w postępowaniu, do właściwego środka jako do swego celu.”
O DOWOLNOŚCI

Skoro „każdą [...] rzecz określa jej cel” a „podobnie [...] jak dobremu, przysługuje także złemu człowiekowi swoboda działania zależnie od własnej jego woli”, jednak „swoboda ta nie dotyczy celu”. A zatem nie każdy człowiek jest w stanie dokonywać czynów moralnie pięknych, jako że nie każdy człowiek jest moralnie pięknym człowiekiem. W mocy każdego tedy człowieka jest obdarować kogoś, ale nie jest w mocy każdego być szczodrym i nawet jeżeli dwóch, zamożnych w tym samym stopniu ludzi, na to samo da tyle samo pieniędzy, to może być tak, że czyn jednego z nich będzie szczodry, a drugiego nie jeden z nich może być człowiekiem szczodrym i uczyni to co ma w zwyczaju czynić, drugi natomiast uczyni tak, czy to przez przypadek, czy powielając czyny człowieka dzielnego, czy z innych powodów, i choć czyn jego jest godny, zdaje się pochwały, chyba, ze łączyłby się jakoś z innym czynem, który byłby szpetny, to jednak nie jest to taki sam czyn, bo tylko człowiek dzielny uczynił to w prawdziwie pięknym celu, a drugi nie. I im dzielniejszy człowiek tym cel jego piękniejszy i czyn jego czystszy i więcej celu w jego czynie, a im bardziej zły tym więcej w tym czynie celów innych. „Postępowania [...] naszego jesteśmy panami od początku do końca, jeśli tylko znamy odnośne jednostkowe fakty; dyspozycji zaś naszych trwałych [tylko] z początku.” Trwała dyspozycja jest stałym nakierowaniem naszego chcenia, dlatego człowiek zły chce czego innego niż szlachetny, a że w drodze do swoich celów, każdy z nich może dokonać z pozoru tego samego, to jednak nie znaczy to, że tak jest istotnie, bo jeśli cel jest piękny to i czynność, a jeśli cel jest szpetny, to i czynność szpetna. A, że trudno dostrzec jak i kiedy powstają trwałe dyspozycje, gdyż „wzrastanie ich [...] pod wpływem poszczególnych czynów dokonuje się niepostrzeżenie” to nikczemnicy nie zdają sobie sprawy ze swoich dyspozycji i sadzą, że dowolność czynienia obejmuje dla nich wszystko, także cel. Ale wszak są w błędzie i tutaj i w innych sprawach.
O DOBRYM SŁYSZENIU

Wydaje się, że tak jak ważne jest to, co się słyszy, tak samo ważne jest kiedy, bo często ludzie zdają sobie sprawę z tego, jak się rzeczy mają, już po tym gdy się wydarzyły. Wydaje się, że i tutaj znaleźć można dyspozycję środkową i pomyśleć można zarówno nadmiar, jak i niedobór. Niedoborem byłaby taka sytuacja, gdy ktoś, kto jeszcze nie wie jak będzie, przyjmuje, że już wie. Zdarza się tak często u tych, którzy mają w jakimś temacie spore doświadczenie i nadmiernie zawierzają swojej wiedzy, a że wiedza nigdy nie obejmie sobą wszystkich wypadków jednostkowych, bo niezbędne jest tu spostrzeżenie (αιδθηδις) to często będą się mylić i to nawet często nie będą o tym wiedzieć, bo ich wiedza, będąca w rzeczywistości nawyknięciem będzie ich spostrzeganie niejako zasłaniać. Nadmiar ma tutaj związek z nagle, bo dla takiego człowieka wiele rzeczy dzieje się nagle. „Wyraz „nagle” (εξαιφνης) odnosi się do takiej sytuacji, która wytworzyła się w czasie nieuchwytnym z powodu swej krótkości.” Przy czym wydaje się, że są niejako dwa rodzaje nagle, jeden odnosi się do wypadków jednostkowych, gdy mówimy gdy ktoś nagle wyskoczył nam na drogę, drugi odnosi się do nas i wtedy mówimy, ze nie zdążyliśmy się nad czymś namyślić i uczyniliśmy jakiś błąd. Różnica polega na tym, że przed tym pierwszym nie sposób się uchronić, bo niejako wdziera się on w trakcie czynności i przeszkadza w jej wykonywaniu, np. gdy już rzuciliśmy kamieniem, lub prawie rzuciliśmy ale nie jesteśmy już w stanie powstrzymać wyrzucenia, drugi natomiast jest zależny, bo staje się on nagle przez to, że trafia w nas w czasie namysłu. W tym drugim przypadku działania nasze „są wynikiem trwałych dyspozycji” i zależnie od tego jakie one są takie też wtedy jest działanie. Czym innym jest kiedy nagle się coś wydarzyło i niezależne było od naszej woli od tego kiedy nagle czegoś dokonujemy, ponieważ „czyny, których nagle (τα εξαιφνης) dokonujemy, nazywamy zależnymi od naszej woli, ale nie uważamy ich za wynik postanowienia.” Człowiek mężny zachowa się tak jak mężny nawet w takich przypadkach, człowiek natomiast, który ma zły charakter ale np. próbuje go opanowywać, zachowa się zgodnie ze swoim złym charakterem. Sytuacje takie zdarzają się bardzo często i to wydawać by się mogło nawet, że jakiegoś typu nagle dotyczy czasami również ludzi dzielnych, bo zdarza się, że nie zrobiło się czegoś co powinno się było zrobić, człowiek dzielny lub może raczej taki, któremu do dzielności niewiele brakuje gdy tylko zorientuje się, zaraz zrobi to co przez nagle starało się wymknąć, tak samo gdy np. zapomniał czegoś uczynić, lub gdy np. nie poznał znajomego, człowiek natomiast, któremu wiele brakuje do dzielności, często użala się jeszcze nad swym losem. I zdarza się, że często ci, którzy np. na skutek swojego tchórzostwa czegoś nie robią, mówią, ze to nagle się wydarzyło i nie zdążyli utrafić w chwile stosowną. Wydaje się jednak, że taka sytuacja nie dotyczy ludzi, którzy są źli, bo zły człowiek nie widzi tego, że jest taki, tym samym nie jest również zdolny do zauważenia takiego typu nagle, a nawet zdarza się, że takie sytuacje bardzo go cieszą, bo uważa, że wtedy dopiero naprawdę żyje.

Wróćmy jednak do środka i do człowieka, który tam się właśnie znajduje, nazwijmy go człowiekiem jasnosłyszacym, tego, który stara się usłyszeć zanim coś zabrzmiało nazwijmy przedsłyszącym albo przesłuchującym, bo wydaje się, że tak jak czasami od jeńca chce się usłyszeć pewne rzeczy, nie zawsze zgodne z prawdą, tak też i on chce takie rzeczy usłyszeć we wszystkim co się dzieje, człowieka natomiast, dla którego większość rzeczy dzieje się nagle nazwijmy człowiekiem w-nagle-żyjącym. Wydaje się, że ci co przesłuchują nie widzą środka i tych co słyszą dobrze traktują jak tych, którzy usłyszeli za późno, ci natomiast, co żyją-w-nagle, w chwili gdy coś rozbrzmiewa, często uważają ich za przesłuchujących, potem jednak zmieniają zdanie i podziwiają ich dobre słyszenie. Bo tacy ludzie chwile stosowną potrafią widzieć tylko w tym co minęło. Bo tak jak z lekarzem, który widzi już objawy choroby, która dopiero nadchodzi szybko zabiera się do pracy aby zapobiec jej pełnemu ujawnieniu się, natomiast człowiek w-nagle-żyjący jest jak lekarz, który widzi chorobę dopiero wtedy gdy już w pełni się ujawni, a taką jest o wiele trudniej wyleczyć, człowiek natomiast przesłuchujący często leczy inną chorobę, albo leczy chorobę, której nie ma i często potem chwali się, że kogoś wyleczył, choć w rzeczywistości nie było niczego do leczenia. Czymś gorszym jest przesłuchiwanie aniżeli życie-w-nagle. Zdaje się, że w-nagle-żyją młodzieńcy jako, że niewiele jeszcze wiedzą i wiele jest takich rzeczy, które są im obce a to co nowe wymaga dłuższego czasu aby do siebie dotrzeć, gdyż aby zostać poznanym musi niejako się zestarzeć. To co nowe nigdy nie zostanie poznane z taką ścisłością, jak to co stare.

Wraz z wiekiem nagle coraz bardziej się ukrywa. U człowieka dzielnego odchodzi, jako, że jest ono słyszeniem nie do końca wyraźnym, a człowiek dzielny słyszy wyraźnie, u nikczemnika, jako, że nie słyszy on na dobrą sprawę niczego, przeto i nagle, które ma w sobie jednak coś z wyraźności, staje się dla niego obce. Samo nagle jest pewnym nadmiarem, lecz jako taki powinno być traktowane u ludzi starszych, u młodzieńców natomiast powinno się spotykać z wyrozumiałością.
O SPRAWIEDLIWOŚCI I O BOGACH

„Owóż sprawiedliwość jest cechą ludzi, którzy mają udział w tym co dobre w bezwzględnym tego słowa znaczeniu, i w których możliwy jest pod tym względem nadmiar lub niedostatek. Są bowiem istoty, jak np. zapewne bogowie, w odniesieniu do których niemożliwy jest nadmiar w tej dziedzinie.”
O TYM CO OGRANICZONE I O TYM CO NIEOGRANICZONE

To co ograniczone lepsze jest od tego co nieograniczone, dlatego też wzrok lepszym jest w dzień niż w nocy, bo w nocy zdaje się być nieograniczony i dlatego wydaje się, że inaczej patrzymy w nocy a inaczej za dnia a i samo patrzenie za dnia zdaje się być ograniczone (οριδαμενος) przez to, że widoczny jest horyzont (οριζων). W nocy horyzont znika, albo staje się ledwie zauważalny a i kształty stają się nieokreślone (αοριδτος). W takich sytuacjach wydaje się, że wzrok musi sam przybrać naturę (i istotnie przybiera) tego co widzi, musi przez to sam stać się nieokreślony, bo jeżeli ktoś odnosiłby się do tego co nieokreślone w sposób określony to czyniłby to coś, w tym odnoszeniu się przynajmniej, określonym. A wydaje się, że tak jak „reguła dotycząca tego, co nieokreślone (αοριδτου) musi sama być nieokreślona (αοριδτος) ” tak też wszelkie niejednostkowe odnoszenie się do czegoś nieokreślonego musi być takie i widzenie dlatego choćby, że pewnych rzeczy nie widzi, musi je pozostawić jako nieokreślone. Pomimo tego, że ich nie widzi nie mówi przecież, że ich nie ma a tylko, że pozostawia je jako niewidoczne czyli nieokreślone, bo będące poza granicami, tutaj tego co widziane. Prawość byłaby jakimś zmysłem sprawiedliwości, którym jedynie pewne rzeczy można dostrzec, lepsza byłaby tedy od takiej sprawiedliwości, która z tego zmysłu rezygnuje, bo zdaje się, że prawość to zmysł sprawiedliwości najdoskonalszy. 

O RÓŻNICY MIĘDZY ŚWIADOMOŚCIĄ A WOLĄ

Są rzeczy, o których wiemy, że są, nie mamy jednak na nie wpływu, zdaje się przeto, że nie tym samym jest wiedzieć coś i móc i zdaje się, że w jakiś sposób jest człowiek przez takie rzeczy otoczony i są one niejako z jednej i z drugiej strony a wydaje się też, że wiele takich rzeczy jest w nas samych i to nie są one takimi, które można by pominąć, a takimi, które są wpisane w naszą istotę. I tak wiele rzeczy „w dziedzinie zjawisk naturalnych czynimy i wielu doznajemy z całą świadomością, z których żadna nie jest właściwie ani zależna ani niezależna od woli, jak np. starzenie się i umieranie.” A podobnie ma się też rzecz z przypadkowością, bo choć często świadomi jesteśmy, że tak się dzieje, to dzieje się tak z innych przyczyn niż my sami, przy czym co do tych pierwszych rzeczy dostrzegamy ich nieuchronność niejako obdarzoną imieniem, w przypadku drugich zdajemy sobie sprawę z nieuchronności ale nie mamy wiedzy na ten temat co i jak jest nieuchronne, bo wszak wiadomo czym jest starzenie, jako, że każdy człowiek jest coraz starszy i wie o tym co to znaczy starzeć się, co do okoliczności jednostkowych, to wiadomo tylko, że wiele z nich, czy większość, będzie takich, których się nie spodziewamy, i że wiele z nich będzie przypadkowa, przy czym, przez przypadkowy należy tu rozumieć tyle co pochodzący skądinąd a nie zupełnie inny, czy obcy.
O POZNAWANIU I O MIŁOWANIU TEGO CO POZNANE

Wydaje się, ze poznać coś w jakiś sposób równoważne jest z miłować kogoś, bo i przecież mówi się czasem o kimś nam bliskim, że znamy go jak nikt inny a i mówiąc, że miłujemy kogoś (γιγνωσκω) możemy powiedzieć, że dobrze go znamy (γιγνωσκω) i wydaje się, że poznać siebie (γνωθι δεαυτον) to też znaczy siebie samego pokochać. Wydaje się jednak, że nie zawsze tak jest, bo przecież, jeżeli ktoś jest nikczemnikiem to pomimo tego, że go poznamy, to nigdy nie będziemy go miłować, a poza tym zdaje się, że więcej osób znamy niż kochamy i, że kochać znaczy więcej niż znać.

Jeżeli chodzi o nikczemnika, to wydaje się, że jest on w ciągłym ruchu, a to co w ruchu zamyka poznaniu dostęp do siebie, tym bardziej, że nie jest to ruch jednostajny, lecz ruch przebiegający zawsze w innym kierunku. Tacy ludzie pozwalają na to aby władały nimi namiętności, przy czym nie jest dla nich ważne z jakiego źródła one pochodzą i ku czemu prowadzą a im ktoś bardziej oddala się od środka tym więcej pozwala zabrać sobie namiętnościom i to one niejako odczuwają zaspokojenie poza nim, co jasne będzie, gdy zobaczymy człowieka rozwiązłego, który nie odczuwa już prawie wcale przyjemności a tylko przykrość z powodu jej niezaspokojenia. Dać sobie coś zabrać to wcale nie znaczy otrzymać coś w zamian, choć wydaje się, że tacy ludzie chcieliby, żeby tak było. Pierwszą rzeczą, którą trącą tacy ludzie, są właśnie owe namiętności. Namiętności człowieka dzielnego natomiast mają źródło w nim samym bo nie ma w nim takiej, której nie przyznawałby swego imienia, namiętności nikczemnika natomiast zawsze mają inne imię, zarówno w sensie dosłownym, jak i nie. „Mówi się, że jesteśmy miotani (κινειδθαι) namiętnościami” przy czym mówiąc, że jesteśmy miotani, mówi się, że namiętności ruszają nas z miejsca (κινειδθαι). Dlatego we właściwym sensie, nie można powiedzieć, że człowiek dzielny jest miotany namiętnościami, a jedynie, że on miota nimi. „O zaletach natomiast i wadach etycznych mówi się, nie że miotają nami, lecz że nas w pewien sposób usposabiają (διακειδθαι) ”, przy czym we właściwym znaczeniu, jak się zdaje, usposabiają zalety a nie wady, skoro διακειδθαι znaczy również spoczywać, a o spoczynek chyba człowieka szpetnego nie można podejrzewać. Kiedy chcemy poznać człowieka nikczemnego zawsze trafiamy z naszym poznawaniem poza niego. Dlatego można powiedzieć, że w jakimś sensie człowiek nikczemny nie pozwala się poznać. Wydaje się zatem, że naprawdę poznać można w nim tylko to co jest dobre, a wydaje się, że nie ma takiego człowieka, który byłby do końca zły i nie miałby w sobie niczego dobrego bo zdaje się, że taki człowiek nie byłby a byłyby tylko rzeczy, które by nim nie były i nie można by takiego człowieka rozpoznać a i on sam nie mógłby rozpoznać siebie, co raczej się nie zdarza i wydaje się, że tak jest istotnie, bo miłujemy kogoś ze względu na to co w nim piękne, to co szpetne psuje jednak miłowanie.

Odnośnie tego, że miłować znaczy więcej niż znać trzeba powiedzieć, że różnica nie dotyczy tu jakości a ilości tzn. miłowanie zakłada już jakiś stopień poznania i dotyczy już czegoś więcej z drugiej strony jednak mówiąc, że znamy kogoś, często mamy na myśli coś zupełnie innego, bo przecież mówimy często, że znamy jakiegoś człowieka dlatego tylko, że potrafimy rozpoznać go na ulicy albo, że znamy jego imię, mówimy wtedy, że znamy jakąś jego cechę, a nie, że znamy jego, bo wydaje się, że istotnie znamy niewiele osób wszak często mówimy, że ludzie, z którymi wiele przeżyliśmy są nam bliscy i wydaje się, że tylko wtedy gdy spędziło się z kimś wiele czasu można powiedzieć, że się go poznało. A wszak i w innych rzeczach zdaje się jest podobnie i to w tych najważniejszych, bo tych, którzy poznają rzeczy najwyższe nazywamy miłośnikami.
O TYM CZY NADMIAR MOŻE BYĆ CZYMŚ DOBRYM

Jak już mówiliśmy, należy w każdej sytuacji wybierać środek a unikać nadmiaru i niedostatku, przy czym zarówno środek jak nadmiar i niedostatek odnoszą się do jakiejś namiętności czy przyjemności, lecz jedynie środek jest miejscem, w którym ta przyjemność czy namiętność są właściwe czy, w którym w ogóle przyjemność jest przyjemnością a namiętność namiętnością. Nadmiar, zarówno jak niedostatek, jest tutaj czymś co wykracza poza środek, czyli czymś co godne jest nagany tym większej im bardziej od środka się oddali. Z drugiej strony mówiliśmy o tym, że środek jest czymś skrajnym, bo jest czymś najlepszym, a to co jest jakieś najbardziej jest tego czegoś skrajnością. Wydaje się przeto, że nadmiar w środku a nie wobec niego, czy inaczej nadmiar w dzielności, choć trudno pojąć jak można go osiągnąć, nie byłby tym samym co nadmiar np. w odniesieniu do bojaźliwości. O człowieku, w którym jest taki nadmiar trudno mówić, że pozostaje nadal człowiekiem bo wydaje się, że tacy „ludzie stają się jak mówią, bogami” a „doskonałość boska jest czymś wyższym niż dzielność etyczna” i nadmiar nie istnieje wśród bogów, i nie sposób pomyśleć sobie tego, iż bogowie mogliby istnieć nie na temat. A wydaje się, że zarówno nadmiar, jak i niedostatek, o których wcześniej była mowa, są czymś takim. U takiego człowieka nadmiar jest czymś co jeszcze wzmaga jego dzielność, bo zawsze odnosi się do środka tak, że wzmaga jego siłę. Wydaje się przy tym, iż ci, co najdzielniejsi zwracają uwagę bogów, a zwracać czyjąś uwagę to czynić siebie możliwie najbardziej do tego podobnym wszak mówimy, że podobieństwo jest czymś najbliższym i samo jest już jakąś miłością, stąd wszak ukuto słowo „podobać się”. Taki człowiek jest niejako tedy sam bogiem obecnym wśród ludzi i tak jak bogowie wiedzą, co czeka ludzi na ziemi, tak i on wie, a ponieważ sam jest człowiekiem to wie jaki jest jego los, jak mówi Hektor:

„Dobrze ja bowiem to wiem i to mi w duszę zapadło:

Przyjdzie dzień, kiedy legnie w gruzach Ilionu gród święty

Zginie z ludem swym Priam, co zbrojny jest w dzidę z jesionu.”

I życie takiego człowieka jest najpiękniejsze i gdy pojawi się wśród innych, najdzielniejszych choćby ludzi, to lśni jakby był gwiazdą, czy słońcem, które swoim blaskiem nie pozwala innym świecić gwiazdom, wszak gdy taki człowiek się pojawia to wszyscy tylko ku niemu się zwracają. Lecz pomimo to, nie przestaje ktoś taki ktoś człowiekiem i tak jak człowiek musi zginąć, ale śmierć jego jest najpiękniejsza, bo choć wie kiedy nastąpi i z czyjej legnie ręki to pomimo to walczy, gdyż wzrok jego jest bystry i widzi wyraźnie, iż tak jest najpiękniej i walczyć będzie nawet wtedy gdy odwrócą się od niego bogowie. I to co go spotyka, choć się tego spodziewa i wie o tym, to jednak jakoś zaskakuje go to i dziwi bo taki człowiek najbardziej kocha życie a jego życie jest najpiękniejsze. I jeśli ma umrzeć to umrze i los samemu wesprze.
O TYM CZY JEST MOŻLIWY NADMIAR WOBEC MIŁOWANIA

Wydaje się, że nie można mówić o nadmiarze wobec miłowania jako o czymś złym, wszak miłować zdaje się być czymś pięknym samo przez się i czymś co nie dopuszcza nadmiaru, wszak miłować to być w środku, a nie można mówić o nadmiarze, ani niedostatku wobec umiaru a jedynie w ten sposób jak w przypadku owej boskiej dzielności, o której mówiliśmy i zdaje się, że też w jej przypadku taki nadmiar miłości występuje, wszak sama dzielność jest jakimś miłowaniem, skoro dotyczy tego co piękne. Wydaje się przeto, że nie można miłować za bardzo, bo miłość z natury swej jest czymś leżącym pośrodku i jeśli środek opuści przestanie być miłością. Z drugiej strony doświadczenie uczy, że często miłość jaką np. rodzice obdarzają dzieci, czy dzieci rodziców jest czymś ponad miarę i przestaje być czymś pięknym, a przynajmniej charakter takiej miłości staje się mieszany więc chyba „możliwa jest jednak i w tej dziedzinie pewna przesada, jeśli [np.] ktoś jak Niobe zadarł nawet z bogami czy jak Satyr, który otrzymał przydomek Filopator z powodu dbałości o ojca”. Takie miłowanie jest czymś nie do końca godnym pochwały i istotnie przekracza miarę. Powiedzmy zatem co to znaczy miłować, bo zdaje się nadal nie wiemy. Miłowaniem nazywamy coraz większe zbliżanie i przyzwyczajanie, przy czym ci co miłują w miłowanym odnajdują wciąż siebie samych. Wydaje się przy tym, że miłowanie zaczyna się tam, gdy wiadomo, że to czego dotyczy, jest i zdaje się, ze miłowanie jest właśnie takim się upewnianiem czy raczej pewnością. Wszak poznać coś to znaczy coś miłować i im bardziej coś poznajemy tym bardziej miłujemy. Jeżeli poznawanie dokonuje się dzięki pewnemu podobieństwu i pokrewieństwu, to miłowanie byłoby największym upodobnieniem, a wydaje się że nie można być za bardzo podobnym, bo jest tu pewna granica i przekroczywszy ją stajemy się coraz mniej podobni. Z drugiej strony mówi się czasem, ze ktoś jest bardziej podobny do kogoś niż sam ten ktoś. Mówiąc tak nie wyrażamy pochwały, ale nie wyrażamy też nagany, bo nie jest taki człowiek nikczemnikiem. Ktoś, kto w ten sposób się upodabnia w istocie się nie przyzwyczaja i tak jak przyzwyczajenie jest odnajdywaniem w kimś siebie samego, tak tutaj ktoś chce siebie odnaleźć w kimś z pominięciem niejako tego kogoś. Nadmiar zdaje się nie jest tu miłością jako taką, gdyż ona jest przyzwyczajeniem we właściwym tego słowa znaczeniu, ale czegoś co zajmuje niejako jej miejsce. Taki nadmiar powstaje zazwyczaj jednak u ludzi, którym w jakiś sposób brak czasu lub tylko im się tak wydaje, uważają tedy, że muszą się spieszyć i to co winno zająć więcej czasu chcą osiągnąć zbyt szybko a ów nadmiar, który nieraz jest nawet niezwykle zabawny gdy np. dorosłemu mężowi matka nie pozwala samemu wyjść do miasta, choć ma on już żonę i własne dzieci, a jeśli wychodzi i matka go w mieści zobaczy to robi mu przy towarzyszach awanturę, zdaje się jest w jakiś sposób przykryciem dla tego braku, który nie został jeszcze wypełniony. I wydaje się, że jest tu zarówno do pomyślenia nadmiar jak i niedostatek, niedostatek ma miejsce wówczas, gdy przez miłość rozumiemy niewolnicze oddanie, a wszak miłość ma miejsce tylko wśród ludzi wolnych. Ale nad tą kwestią trzeba się będzie jeszcze zastanowić.
O WYRZECZENIU

Wyrzec się czegoś to, jak się zdaje, z czegoś zrezygnować bo chwalimy tych, którzy rezygnują ze szpetnych zamiarów bądź poczynań i czasem mówimy, że się ich wyrzekają, ale zrezygnować, jak się zdaje, można z czegoś co jeszcze nie miało miejsca, a wyrzeka się tego, co się jakoś już ma, bo wszak żaden biegacz, nawet najlepszy, nie wyrzeka się uczestnictwa w zawodach jeżeli w nich jeszcze nie wystartował. Wyrzeczenie jest przy tym zawsze związane z jakąś przykrością, którą dobrowolnie na siebie przyjmujemy a zrezygnowanie z czegoś może być przyjęciem na siebie przyjemności, bo zrezygnować to w jakiś sposób odmówić czegoś i można zrezygnować z wypicia zepsutego wina, a wyrzec się to odmówić sobie tego co w jakiś sposób miłe i tak można wyrzec się w ogóle wina. Wyrzec się czegoś to odrzucić coś co w sobie samym się ma i wyrzec można się tego tylko, nad czym ma się przewagę, wszak wyrzeczenie zdaje się być jakimś odrzuceniem, w którym z tej przewagi należy skorzystać, ale trudno mówić aby wyrzeczenie było zawsze czymś co trwa krótko, wszak im większej rzeczy dotyczy tym bardziej staje się wyrzekaniem, bo to co zostało w nim odrzucone samo powraca, a odrzucenie jest raczej czymś natychmiastowym, poza tym odrzucenie może dotyczyć, jak zrezygnowanie, czegoś co dopiero nadchodzi, np. możemy odrzucić czyjeś przekonania, których wszak jeszcze nie przyjęliśmy, wyrzec się możemy jedynie własnych przekonań, przy czym nie jest to godne pochwały, jeżeli nasze przekonania zastępujemy gorszymi, wyrzec się wszak możemy też przyjaciela i wyrzeczenie może być wszak spowodowane tchórzostwem. Nie jest też wyrzeczenie wyrzuceniem, bo, choć wyrzucenie też dotyczy czegoś co się jakoś posiada to może dotyczyć też czegoś bezwartościowego i czegoś do czego nie jest się w ogóle przywiązanym, bo przywiązanie jest, zdaje się, dostrzeżeniem wartości w czymś, wyrzucenie przy tym dotyczy w jakiś sposób rzeczy lub kogoś kogo traktujemy jak rzecz bo wyrzucamy zepsuty garnek, albo tarczę, albo gościa, który nadużył naszej gościnności, przy czym wyrzucając tarczę wyrzekamy się wojowania a nie tarczy. Przewagę, która niezbędna jest przy wyrzeczeniu, ma ten, który w sobie ma wiązanie, ten, który sam jest związany wyrzec się nie może, np. „wierzyciel […] może odpuścić dług.”, gdyż to on jakoś przytrzymuje przy sobie dłużnika ale dłużnik, który sam jest przez swój dług przytrzymywany, nie może wyrzec się swojego wierzyciela, nawet jeśliby bardzo tego chciał. Tak samo jeżeli dług jest z natury swej niespłacalny, tak np. bogom lub rodzicom ponieważ „nikt nigdy nie zdołał wywdzięczyć im się w sposób odpowiedni.” Odpuszczenie długu nie jest jednak, czy być nie musi czymś miłym dla tego, komu dług odpuszczono, bo choć miłym jest, zdaje się, np. nie musieć oddawać pieniędzy, gdy się ich nie ma, ale gdyby ktoś chciał nam odpuścić dług, gdybyśmy mieli pieniądze, to, zdaje się, że byśmy się na to nie zgodzili, bo jest jakaś pustka w tym odpuszczeniu i to zresztą bez względu na to czy jesteśmy w stanie się z niego wywiązać czy nie. Zdaje się, że jakoś samo życie jest spłacaniem długu i należy żyć w ten sposób aby umrzeć będąc możliwie najmniej zadłużonym, przy czym ten, kto umiera bo zrezygnował w ogóle ze spłacania, zdaje się wcale nie żył. Wywdzięczyć się w sposób odpowiedni to oddać to co się dostało, a wszak od rodziców otrzymaliśmy życie, ale przecież nie sposób oddać rodzicom życia skoro je mają a poza tym nie są ludzie do tego zdolni by przenieść swoje życie na to co już żyje bądź żyło, wszak nikt nie potrafi wskrzeszać umarłych, nawet gdyby miał sam życie oddać, a poza tym, spłacić dług rodzicom to bądź co bądź oddać im całe życie, a to już nie jest w ogóle możliwe bo wtedy trzeba by się stać rodzicem dla swoich rodziców, a przy tym każdy człowiek zdaje się najbardziej pragnie właśnie życia, dostał przeto od rodziców to czego najbardziej pragnie a jak się zdaje, najmniej tego właśnie chcą rodzice, aby życie im oddawać i ten, który by stracił swe życie na darmo, zniszczył by niejako to co był dostał, a przecież niszcząc niczego by nie spłacił i wcale by nie umniejszył długu a nawet, zdaje się, powiększył by go. Czym innym jest natomiast polec w obronie rodziców i oddać za nich życie, zdaje się, że wtedy w jakiś sposób spłaca się dług, choć tego, zdaje się, rodzice też najmniej chcą, aby dzieci za nich oddawały życie i zdaje się, że woleliby raczej sami zginąć aniżeli tego, żeby ginęły ich dzieci, pomimo to jednak piękną śmiercią jest śmierć w obronie swoich rodziców, jeżeli nie najpiękniejszą. Jeżeli mówimy o wyrzeczeniu to wyrzec należy się tego, kto nie tylko nie spłaca długu ale i zaciąga wciąż nowy. Takim dłużnikiem jest jednak tylko zupełnie nikczemny człowiek, a już na pewno jest takim, jeżeli postępuje w ten sposób wobec rodziców. Wyrzec się kogoś to przestać być dla tego kogoś tym samym, a właściwie przestać byś dla tego kogoś. I choć to „ojciec może to uczynić” wobec własnego syna to jednak robi to tylko wtedy gdy „ten przekracza zwykłą miarę niegodziwości, bo pomijając już nawet naturalne uczucie miłości (της φυδικης φιλιας), jest właściwością człowieka nie odrzucać pomocy; syn jednak, jeżeli jest niegodziwy, uchyla się od udzielenia pomocy […] lub nie czyni w tej mierze wysiłków.” I jest tu najwidoczniejsze chyba to, kiedy wyrzeczenie będzie wyrzekaniem, bo, zdaje się, nie będzie szczęśliwym nigdy taki ojciec, który musiał wyrzec się swojego syna i jest to zdaje się największe zło jakie syn taki będąc nikczemnikiem uczynić może, bo odebrać szczęście człowiekowi dzielnemu, jest czymś niegodziwym, a największą niegodziwością jest wtedy gdy odbiera się szczęście ojcu i jest to znana rzecz, że najwięksi nawet niegodziwcy często miłują jednak swoich rodziców i choć taki człowiek może nawet wszystkich nienawidzić to często właśnie rodziców kocha, jako, że jest to cnota wrodzona a takie można mieć osobno, ale jest to cnota, która jako jedyna wpływa na takich ludzi i jeżeli uda im się w życiu zrobić coś pięknego to właśnie ze względu na to. Rodzic jednak, jeżeli jest dzielnym człowiekiem, winien domagać się od dziecka nie tylko tej jednej cnoty ale całej dzielności i każdą nikczemność, jakiej dopuszcza się dziecko, winien traktować jako wymierzoną w jego osobę i jeżeli kocha prawdziwie swe dzieci, to istotnie tak czyni, bo kochać to dbać o to, aby to, co miłowane było na swoim miejscu, chociażby dlatego, że wtedy tylko można je w pełni miłować, wszak tego co się wymyka nie sposób obdarzyć miłością.

Mówi się też czasem, że przyjaciele wyrzekają się jakichś dóbr w imię przyjaźni lub że przyjaźń jest pełna wyrzeczeń, przy czym nie mówi się przez to, że nie jest przyjaźń taka piękną, a wręcz przeciwnie, mówi się, że najpiękniejszą jest przyjaźń, która zdolna jest do wyrzeczeń, bo taka siebie samą najwyżej ceni, bo wyrzekać się czegoś w imię przyjaźni to niejako stawiać ją ponad wszystkim. Chyba jednak nie należy wyrzekać się w imię przyjaźni wszystkiego i zresztą nie można się wszystkiego w imię przyjaźni wyrzec i są takie rzeczy, które człowiek, choćby nawet miał wyrzec się życia, musi mieć wciąż przy sobie czy w sobie, ale wszak żaden przyjaciel, jeżeli jest prawdziwie przyjacielem nie będzie takich wyrzeczeń ani się domagał, ani nie będzie się na nie godził. 

O OBOWIĄZKU

Piękną jest rzeczą czynić tak jak czynić należy, a to co czynić należy jest, zdaje się, obowiązkiem, bo każdy człowiek zobowiązany jest do tego aby tak czynić. Ale wydaje się znowu, że obowiązek jest czymś narzuconym i poniekąd przykrym i obowiązek, zdaje się, odczuwa człowiek opanowany a nie dzielny, bo obowiązek każe nam zrobić coś czego sami byśmy z siebie nie uczynili a jak powiadał Euenos:

„Wszystko, co robi się z musu, bywa z natury swej przykre.”

A wszak trudno powiedzieć, aby cokolwiek z tego co czyni człowiek dzielny było czynione z musu, bo mus jest chyba czymś zewnętrznym a człowiek dzielny wszystko co czyni, czyni sam z siebie. Choć może mówiąc, że wypełnia się obowiązek, w pewnym sensie mówi się, że wypełnia się to co domaga się wypełnienia, czyli, że w jakiś sposób jest obowiązek chwilą stosowną. Najpierw jednak przez obowiązek rozumie się chyba prawo i choć być posłusznym prawu jest czymś godnym pochwały, to jednak posłuszny jest ten, kto jest w możności być nieposłusznym, bo wymagać posłuszeństwa to w jakiś sposób przytrzymywać przy sobie to co zewnętrzne, bo nikt nie wymaga posłuszeństwa wobec samego siebie, chyba tylko wtedy, gdy jest kimś jakoś podzielonym, a jasne jest, że to co domaga się wypełnienia objawia się w samym człowieku dzielnym, i że nie wymaga on też posłuszeństwa wobec siebie samego, bo wszak jest on nade wszystko kimś niepodzielonym.
O PIĘKNEJ ŚMIERCI JAKO CZYMŚ NAJBARDZIEJ WŁASNYM

Każdy zdaje się miłować z natury najbardziej to, do czego przyłożył rękę i w powstaniu czego ma swój udział „tak samo ma się rzecz w odniesieniu do artystów, każdy z nich bowiem bardziej kocha własne swe dzieło, niż byłby przez nie kochany, gdyby ożyło.” Zdaje się, iż to, co własne w jakiś sposób jest czymś, w czym się żyje i czemu się część swego życia niejako powierza tak jak twórca „w pewnym sensie w dziele swym się iści” i wydaje się, że część siebie w nim jakoś pozostawia, przy czym, jak się zdaje utrata tego czegoś jest także utratą w twórcy, przy czym utrata wiąże się raczej z nie zrobieniem czegoś aniżeli ze zrobieniem i utratą byłoby np. nie-napisanie jakiegoś wiersza. W przypadku działania jest podobnie bo nie-zrobienie czegoś też jest utratą w tym, który tego nie zrobił. Trudno jednak mówić, aby śmierć była czymś takim, nawet piękna, bo zdaje się, że jest ona właśnie końcem istnienia, przeto trudno byłoby mówić o niej jako o czymś własnym i wątpliwości budzi tu fakt, czy mówiąc o pięknej śmierci nie mamy jednak na myśli pięknego życia, bo chyba śmierć jest zawsze taka sama, a przynajmniej trudno byłoby znaleźć cokolwiek, co mogłoby świadczyć o tym, że jest inaczej. Przy czym trzeba powiedzieć, że chyba nie jest zupełnie tak, bo śmierć, jeżeli jest granicą, jest przeto granicą czegoś a przeto jest sama w sobie, zdaje się być czymś innym zależnie i od tego czyje życie ogranicza a nie można by chyba powiedzieć, że granica jest zależna od tego co ograniczane, więc musiałaby mieć chyba w sobie coś swoistego. Poza tym skoro „każdą [...] rzecz określa jej cel” a i sama śmierć zdaje się być często w jakimś celu, przeto zdaje się, ze i ona może być w jakiś sposób określona. A jak już powiedzieliśmy, umrzeć to nie tyle, co przestać istnieć ile przestać być obecnym, wszak o umarłych nie mówimy, że ich w ogóle nie ma, lecz, że ich nie ma między nami, co znaczy właśnie tyle, ze są nieobecni, przy czym wiadomo, że takimi pozostaną i jeżeli się nawet jakoś, czy to dzięki pamięci, czy w inny jakiś sposób uobecnią, to nigdy w pełni. Nieobecność przy tym, zdaje się mieć swe źródło właśnie w ich istnieniu, bo wszak nieistnienie nie może być niczego źródłem. Poza tym, jeżeli człowiek dzielny nie myli się w tym co robi i nigdy nie jest tak, że uczyni coś szpetnego, czy ze względu na coś szpetnego, to zdaje się, że i śmierć może ponieść piękną i nie ma tu chyba mowy o tym, że przed śmiercią pięknie się będzie zachowywał, bo bez śmierci jego zachowanie nie byłoby tak piękne, bo wszak taki człowiek wie, że umrze. Poza tym ci „którzy giną za coś […] w ten sposób wybierają dla siebie coś co jest bardzo piękne." A co wybierają jak nie samą śmierć? Wydaje się jednak, że nikt nie wie, czym jest sama śmierć, ani co jest po niej, wszak nikt z tych, co mogliby się podzielić z nami swoją wiedzą na ten temat nie jest obecny i nigdy chyba nie będzie, a do tego, aby się podzielił, takim by być musiał. Dlatego słusznie mówi Heraklit, że „po śmierci czeka ludzi wiele takich rzeczy, których się nie spodziewają, ani nawet sobie nie wyobrażają” a poza tym zdaje się, że wiedza jest czymś co przysługuje bardziej żywym a jeżeli przysługuje umarłym to musi być inną jakąś wiedzą.

Ale przecież sama śmierć (θανατος) jest bogiem a wszak mówił Bias:

„O bogach mów, że istnieją”

Piękno, jak się zdaje nie tkwi w tym, że się ma z tymi bogami w ogóle do czynienia i wszak nikt nie chce chyba twierdzić, że nie ma śmierci, a jedynie, że śmierć jest niebyciem tego, kto śmierć ponosi. Trzeba by się kiedyś zastanowić nad tym może jak to jest, że śmierć jest sama obecna i to, zdaje się, że nieraz w bardzo wysokim stopniu, a jednocześnie obecności jakoś pozbawia. Piękna śmierć nie tkwi jednak chyba w samej śmierci ale w tym jak się wobec niej człowiek odnosi a zdaje się, że odnieść się do kogoś tak jak należy to jakoś wiedzieć kim ten ktoś jest, wszak nie wiedzieć byłoby czymś nie na miejscu, bo ten ktoś nie wiedziałby co robi. Wiedzieć (γινωδκω) to w jaki sposób zbliżyć się, ale nie zaprzyjaźnić, bo nikt nie jest i być nie może prawdziwie przyjacielem śmierci chyba, ze w jakiś niedosłowny sposób przeto ktoś nie tyle wiedziałby ale w jakiś sposób dostrzegał i przyglądał się i w jakiś sposób rozpoznawał, bo zdaje się, ze jakoś człowiek śmierć zna, bo wszak jest ona granicą a granicy doświadczył już jako narodzin, pięknie umrzeć potrafiłby ten, który niejako w śmierci powróciłby do swych narodzin.

Co do zmarłych to, są oni w jakiś sposób obecni, wszak oddajemy cześć naszym przodkom i czcimy ich często niemal jak bogów, wszak człowiek, który umarł nabiera często cech, które za życia nie były w nim do końca obecne i nie ma w tym żadnego kłamstwa i nie dlatego, zdaje się, powiada maksyma, żeby o umarłych nie mówić źle, bo nie mogą się bronić, lecz dlatego, że o umarłych mówić źle nie można, rzecz jasna chyba, ze byli nikczemni ale o człowieku, który nie był nikczemnikiem, mówić źle nie można. Poza tym zmarli muszą w jakiś sposób być skoro nie uciekają od nich czyny, które uczynili i nie przestają być ich czynami. Zdaje się jednak, że o pięknie można mówić jako o czymś co jest między żywymi i dla żywych, przeto piękna śmierć byłaby pięknem dla tych co żyją a nie dla tych co umarli. W jakim tedy znaczeniu mówimy, ze umrzeć pięknie to uzyskać to piękno niejako dla siebie? Trudno powiedzieć i zdaje się to niemożliwym, ale wskazuje na to sama natura piękna, która domaga się tego aby być miłowanym a przeto też natura samej śmierci jako granicy, bo wszak umierając człowiek niejako zakłada, że nic nie otrzyma za to i zdaje się, że tutaj właśnie to piękno tkwi i że piękna śmierć jest jednak częścią życia i że pięknie umierając oddaje się właśnie cześć życiu. 

 

O NAJWIĘKSZEJ Z CNÓT CZYLI O BYCIU FILOZOFEM

  • Pamiętasz Mnemostesie, jak wtedy rozmawiał z nami Sokrates.

  • A jakże mógłbym zapomnieć, rzecz jasna, że pamiętam i to nawet dobrze, tak mi się przynajmniej wydaje, bo wiesz Epainosie...

  • Co takiego?

  • Często mi się te rozmowy mylą, a teraz, jak jeszcze Platon zaczął je wszystkie spisywać i wydawać, to czasem mi się wydaje, że nic nie wiem i nie pamiętam i nie wiem, co mi się wydaje a co było naprawdę.

  • Prawdę powiadasz, tym bardziej, że o nas to już Platon nie napisał.

  • Nie napisał.

  • Nigdy nie pisze, zresztą nie tylko Platon, bo nawet Arystofanes, kiedy tak brzydko z Sokratesa ze sceny się naśmiewał nie napisał i Ksenofont i nikt, i pewnie ten, o, widzisz go, Arystoteles, ten ulubiony uczeń Platona, ten pewnie też nic o nas nie napisze.

  • Bo i po co.

  • Słusznie rzekłeś Mnemostesie, ale nie będziemy przecież cały dzień tak tutaj się żalić nad swym losem.

  • No chyba, więc może spróbujemy coś sobie przypomnieć z tego, co wtedy mówił Sokrates, bo wszak „i do myślenia i do działania zdatniejsi [są ludzie we dwójkę]” tak jak to Homer powiada:

„Kiedy dwóch idzie razem, na pewno któryś z nich pierwszy

Jakąś korzystną dostrzeże sposobność, samotny zaś, choćby

Nawet ją dojrzał, nie dość jest zaradny i myśl jego wątła.”

Więc może gdy razem zabierzemy się do przypominania to słuszniej

zrobimy, niż gdyby każdy miał przypominać sobie osobno, bo przecież

często się tak zdarza, że jeden prostuje to co drugiemu zdaje się, że pamięta.

  • Zgadzam się jak najbardziej a choć późna jest pora to chętnie sobie tutaj z tobą poprzypominam.

  • A więc o ile pamiętam, Sokrates mówił wtedy o różnych cnotach i o tym co najpiękniejsze w życiu człowieka, ale najbardziej mnie w tym zaciekawiło, że skończył na filozofii i myślę, że najlepiej postarajmy sobie to właśnie przypomnieć co o niej mówił, bo wszak na wszystko nam czasu nie starczy a i wydaje się, że to było jakiś zwieńczenie tego co mówił bo i mówił Sokrates o tym co to znaczy być człowiekiem szczęśliwym i zdaje się, że, ja tak przynajmniej sobie pomyślałem, że być szczęśliwym to tyle co w ogóle być a powiedział później, że najszczęśliwsi są filozofowie. Więc zacznijmy od szczęścia ale tak mi się zapomniało co mówił o szczęściu Sokrates, ale ty pewnie pamiętasz?

  • co ci się mogło tam zapomnieć, przecież to wszystko jest jasne. To powiedz mi czego tam nie wiesz a ja ci zaraz wszystko wyjaśnię.

  • Więc zdaje mi się, że mówił iż najszczęśliwszy jest ten, który działa zgodnie z najlepszą swoją częścią, tylko mi się właśnie pogubiło co może być tą najlepszą częścią, może ty wiesz?

  • Oczywiście, tego nie musiał mi mówić Sokrates, ja ci powiem, najlepszą częścią może być każda część, która jest akurat najważniejsza, na ten dajmy przykład jak jesz to najważniejszy jest brzuch a jak śpiewasz to gardło, a kiedy indziej znowu inne rzeczy są najważniejsze.

  • Też tak właśnie myślałem, ale właśnie przypomniałem sobie, że Sokrates mówił, że najważniejsza część jest jedna.

  • No jedna, wszak brzuch mamy jeden.

  • Ale on jednak nie mówił o brzuchu.

  • To o czym, może o rozumie? Jak nie o brzuchu?

  • Właśnie o rozumie, bo teraz pamiętam jak mówił, że rozum „zdaje się zgodnie z naturą rządzić i kierować nami i pojmować rzeczy piękne i boskie.” Wszak to co kieruje jest czymś najważniejszym, tak jak król jest kimś najważniejszym w państwie, przy czym król może stać się tyranem a rozum nie może.

  • Nie może, ja tak tylko z tym rozumem sobie żartowałem a ty zaraz wszystkiemu wierzysz co tylko powiem, bo widzisz mnie się wydaje, że może się rozum stać tyranem i sam tego wczoraj doświadczyłem, jak przechodziła obok ta Lais co Arystyp u niej wciąż przesiaduje i już chciałem za nią pobiec a rozum mi powiedział, żebym nie szedł.

  • No i co?

  • No i nie poszedłem ale gdybyś ty widział jak ona wygląda i gdyby nie ten rozum, toć to tyran jakiś.

  • A myślisz, że dobrze byś zrobił jak byś poszedł?

  • No nie, ale co bym się uradował.

  • A ty myślisz, że wszystko, co przyjemne, jest też dobre.

  • No nie wszystko, ale od czasu do czasu, potem bym na ten przykład trzy dni nic nie jadł to by się jakoś wyrównało.

  • Coś mi się zdaje, że ty nic nie usłyszałeś z tego co mówił Sokrates, skoro uważasz, że rozum jest tyranem bo kto to jest tyran?

  • Taki co wszystkich do czegoś zmusza.

  • A to gdyby wszyscy w państwie byli źli i niesprawiedliwi, to król, który by wszystkich zmuszał aby postępowali sprawiedliwie, byłby zatem tyranem.

  • No nie, wszakże taki byłby dobrym królem.

  • Czyli zdaje się, że ten, kto zmusza do tego, co dobre nie jest tyranem i raczej wolałby nie zmuszać, bo lepiej by przecież było, gdyby wszyscy niejako sami z siebie dobrze czynili i pięknie.

  • No masz rację.

  • I państwo byłoby lepsze, gdyby taki król nie musiał do niczego zmuszać. Dlatego też ludzie dzielni lepsi są od opanowanych i odpornych na żądze.

  • Nie rozumiem dlaczego tak się na mnie patrzysz, wszak ja jestem właśnie dzielny.

  • Więc skoro rozum jest w nas najważniejszy to zdaje się też, że jest „czymś boskim, czy też tylko najbardziej boskim naszym pierwiastkiem.”

  • A dlaczego zaraz ma być czymś boskim?

  • A powiedz mi Epainosie, to co widzialne, czym poznajesz?

  • No, oczyma.

  • A dźwięki, czym?

  • Uszami.

  • A zdaje się, że wszystko co ma jakąś naturę, zdaje się poznajemy tym co ma naturę zbliżoną, bo poznawanie odbywa się dzięki podobieństwu.

  • Słusznieś rzekł.

  • To powiedz mi, jaką naturę ma to co poznaje rzeczy boskie.

  • Taką samą.

  • Więc przeto doskonałym szczęściem będzie czynność „zgodna z właściwą mu swoistą dzielnością” a tą czynnością jest „czynność teoretycznej kontemplacji.”

  • No na to to już się nie zgodzę, bo to już dokładnie akurat pamiętam, jak Sokrates mówił, że najszczęśliwsi są ludzie dzielni.

  • A ty myślisz, że to różne rzeczy?

  • Wszak są ludzie dzielni, którzy nie są filozofami, a i nie wszyscy filozofowie są dzielni, na przykład ja, bo przecież uważasz, że nie jestem dzielny a wszak jestem wielkim filozofem i gdybym tylko chciał to bym poobalał jednym machnięciem ręki wszystko to co mówił Platon i co teraz za nim mówi Arystoteles i wszyscy inni i nieraz obalałem.

  • I co?

  • Nie zrozumieli moich argumentów.

  • A więc mówisz, że nie jesteś dzielny.

  • Nie jestem.

  • No to nie jesteś filozofem.

  • Tak nie będę z tobą rozmawiał, mieliśmy przypominać sobie co mówił Sokrates a ty mi ubliżasz.

  • Epainosie, dokąd idziesz, zaczekaj, zastanówmy się nad tym, bo może jesteś rzeczywiście wielkim filozofem i gdyby się okazało, że jesteś, to byłbym chyba najszczęśliwszym, rzecz jasna nie licząc ciebie, człowiekiem na świecie, wszak rozpoznałbym sam jeden największego filozofa, którego, jak mówisz, nikt rozpoznać nie chce. Powiedz mi tylko, uważasz, że nie jesteś dzielny, bo to zdaje się, gdyby nam jednak wyszło, że filozof musi być dzielny, sprawiłoby, że nie jesteś filozofem, więc jeżeli by nam tak wyszło to się nie obrażaj zaraz na mnie.

  • Przecież ja się nie obrażam a tylko gniewam. A dobrze, choć jestem dzielny to powiem, że nie jestem, jeśli to dla ciebie takie ważne.

  • Wiec dzielny człowiek, to taki, który słucha rozumu, przy czym tą zdolnością, która pomaga mu niejako w odnajdowaniu i rozpoznawaniu rozum, jest rozsadek.

  • Zgadzam się.

  • Jeśli mówimy, że człowiek dzielny słucha rozumu to nie mówimy, że słucha go tak, jak słucha się poleceń czy nakazów bo one, zdaje się, są czymś narzuconym i nie poznanym, ale słucha człowiek dzielny rozumu tak jak kogoś bliskiego i wciąż rozpoznawanego.

  • Coś mi się widzi dokąd zmierzasz.

  • A zdaje się, że filozof też słucha rozumu i to w najwyższym stopniu i miłuje go chyba tak jak nikt inny.

  • Słusznie rzekłeś.

  • A zdaje się, że jeśli ktoś coś miłuje to niejako zrasta się z tym czymś i w każdej chwili postępuje tak jakby miłowany był przy nim, nie dlatego oczywiście, że się boi czy z innych takich powodów, tylko dlatego, że w zwyczaju ma niejako postępowanie na sposób tego co miłowane.

  • No dobrze.

  • A zatem, czego by nie robił filozof, zawsze będzie posłuszny rozumowi.

  • Tak.

  • No, a przed chwilą przecież doszliśmy do wniosku, że człowiek dzielny to właśnie taki, który posłuszny jest swojemu rozumowi.

  • Słusznie a zatem filozof musi być człowiekiem dzielnym, i nawet zdaje się, że mówiąc filozof mówimy też człowiek dzielny. Wiec teraz ci powiem już szczerze, że jestem też dzielny, o na ten przykład opowiem ci o mojej szczodrości, bo wczoraj chociażby pół talenta rozdałem moim kompanom w karczmie, bo tak mi się z nimi przyjemnie piło.

  • A może byś, skoro masz tyle majątku jakąś szkołę wybudował i mędrców z całego świata sprowadził

  • No dobrze, dobrze niech ci będzie, powiedz jednak co mówił Sokrates, bo jak sobie to wszystko prawdziwie przypomnę to będę i dzielny i będę filozofem.

  • Wiec chwalił on bycie filozofem i mówił, że teoretyczna kontemplacja to czynność najbardziej ciągła, gdyż możemy oddawać się teoretycznej kontemplacji w sposób bardziej ciągły aniżeli jakiejkolwiek innej czynności” a to co bardziej ciągłe lepsze jest od tego co przerywane, wszak to co ciągłe jest niezmienne a zdaje się, że przerywać coś to jakoś zmieniać i mówił, że „najprzyjemniejszą z czynności zgodnych z dzielnością etyczną jest bezsprzecznie czynność, w której się iści mądrość filozoficzna” a więc filozofia będąc czynnością zgodną z dzielnością etyczną jest jakby jej przyjacielem, więc nie może być filozofem człowiek, który nie jest etycznie dzielny, bo wtedy nie byłby w zgodzie z samym sobą.

  • Ale nie wydaje ci się, że czasem filozofując nie dokonujemy jakichś pięknych czynów wszak każdy człowiek ma tyle czasu ile ma i np. przez to, ze akurat filozofuje nie zobaczy, że jego sąsiad jest biedny i nie wspomoże go.

  • A powiedz mi, przecież tak samo jest gdy ktoś jest np. na wojnie i dokonuje mężnych czynów, wszak wtedy w ogóle może nie znać swoich sąsiadów. Nikt nie może przecież na raz dokonać wszystkiego co piękne, ale bez wątpienia, jeżeli filozof zobaczy, że jego sąsiad potrzebuje wsparcia i, że jest przy tym dzielnym człowiekiem, lub, że przynajmniej takim, któremu pomoc istotnie będzie pomocną, to bez wątpienia pomoże, jeżeli rzecz jasna będzie sam miał, bo wszak filozofowie rzadko są ludźmi majętnymi. „Jeżeli więc rozum jest czymś boskim w stosunku do człowieka, to i życie zgodne z nim jest boskie w porównaniu z życiem człowieka. Nie trzeba jednak dawać posłuchu tym, co doradzają by będąc ludźmi troszczyć się o sprawy ludzkie i będąc istotami śmiertelnymi o sprawy śmiertelników, należy natomiast ile możności dbać o nieśmiertelność i czynić wszystko możliwe aby żyć zgodnie z tym co w człowieku najlepsze.”

  • I ja cię rozumiem, bo też często mnie różni ludzie odciągają od filozofii, bo ja bym bardzo chciał filozofować a oni mi mówią, że lepiej założyć interes albo zostać politykiem, bo tak można się troszczyć o sprawy państwa, ale ja ci powiem, że najbardziej troszczą się o państwo ci, którzy omijają politykę, pomimo tego, że się na niej często znają, a ci, którzy mówią, że filozofowanie sprawia, że przestaje się być, i że się jakoś ucieka, to są nie gniewaj się, ale wszak jako nie do końca dzielny człowiek mogę sobie poprzeklinać, durnie, bo „ten właśnie pierwiastek boski w każdym człowieku może, jak się zdaje, być uważany za człowieka samego skoro jest jego pierwiastkiem lepszym i istotnym.”

  • Słusznie powiadasz, tak jakby w ciebie jakiś nowy duch wstąpił. I wiesz co ja myślę?

  • Co takiego?

  • Myślę, że samo filozofowanie jest czymś moralnie pięknym i sprawiedliwym a tych, którzy są złymi filozofami należałoby jakoś karać i umieszczać w więzieniu, o dajmy na to ten Amathes, chodzi tylko i mówi, że ani Platon ani nikt nie miał racji i jakieś tylko głupstwa wygaduje, wszak tych co kłamią zwykło się karać, a tym bardziej tych co kłamią publicznie a wszak tacy zdają się kłamać w najwyższym stopniu.

  • Słusznie rzekłeś, jedno tylko jakoś mi tu nie gra, wszak zdaje się, że nie można być złym filozofem, bo bycie filozofem to bycie kimś dobrym i jak ten, który najbardziej w zwyczaju ma miłowanie mógłby być kimś w jakimkolwiek znaczeniu złym dlatego to nie może być złych filozofów a tylko głupim i źli ludzie, którzy twierdzą, że są filozofami.

  • Pięknie to powiedziałeś Epainosie. 

 

BIBLIOGRAFIA

I DZIEŁA STAROŻYTNE

  1. Aristotelis Ethica nicomachea recognivit brevique adnotatione critica instruxit L.Bywater Oxford Classical Texts Oxonii.

  2. Arystoteles Etyka nikomachejska przekł. Daniela Gromska, PWN Warszawa 1996 w: Arystoteles Dzieła Wszystkie tom V.

  3. Arystoteles Fizyka przekł. Kazimierz Leśniak, PWN Warszawa 1990 w: Arystoteles Dzieła Wszystkie tom II.

  4. Platonis Lysis w Platonis Charmides Laches Lysis ex recognitatione Caroli Friderici Hermani, editio stereotypa Lipsiae 1931.

  5. Platon Gorgiasz przekł. Władysław Witwicki, Wydawnictwo Antyk Kęty 1999 w: Platon Dialogi tom I.

  6. Hezjod Narodziny bogów (Theogonia), Prace i dni, Tarcza przekł. Jerzy Łanowski, Prószyński i S-ka Warszawa 1999.

  7. Platon Lizys przekł. Władysław Witwicki, Wydawnictwo Antyk Kęty 1999 w: Platon Dialogi tom I.

  8. Diogenis Laertii Vitae philosophorum recognivit brevique adnotatione critica instruxit H.S.Long Oxford Classical Texts Oxonii 1964 tom I – II.

  9. Diogenes Laertios Żywoty i poglądy słynnych filozofów przekł.: Irena Krońska, Kazimierz Leśniak, Witold Olszewski, przy współpracy Bogdana Kupisa, PWN Warszawa 1982.

  10. Homers Ilias fur den schulgebrauch erklart von Karl Friedrich Ameis Leipzig 1884.

  11. Homer Iliada przekł. Ignacy Wieniewski Wydawnictwo Literackie Kraków 1984.

  12. Herakleitos von Ephesos griechisch und deutsch von Hermann Diels, Berlin Weidmannsche buchhandlung 1909.

  13. Plutarch O (Ε) delfickim przekł Zofia Abramowiczówna, PWN Warszawa 1988, w Plutarch Moralia II.

  14. Herodotus Historiae

  15. Liryka Starożytnej Grecji opracował Jerzy Danielewicz, PWN Warszawa – Poznań 1996. Przekład z języka greckiego Włodzimierz Appel, Jerzy Danielewicz, Alicja Szastyńska – Siemion.

  16. Filozofia starożytna Grecji i Rzymu , teksty wybrał Jan Legowicz, PWN Warszawa 1970.

II DZIEŁA NOWOŻYTNE

  1. Edward Stachura Wiersze, poematy, piosenki Czytelnik Warszawa 1984.

  2. Sergiusz Jesienin Czarny człowiek i inne wiersze Wydawnictwo Bohdana Wrocławskiego Warszawa 1994.

  3. Oskar Wilde Portret Doriana Graya Wydawnictwo Literackie 1995 Kraków, przekł Maria Feldmanowa.

  4. Adam Mickiewicz Wiersze Czytelnik 1957.

  5. Stanisław Wojciechowski Wspomnienia, orędzia, artykuły Wydawnictwo Bellona Warszawa 1995.

  6. Słownik grecko – polski red Zofia Abramowiczówna PWN Warszawa 1960, tom I – IV.